Google kpi sobie z partnerów

W jednym z moich serwisów umieściłem wyniki wyszukiwania udostępniane przez Google (AdSense for Search). Chciałem tam umieścić logo Google, bo tak mi pasowało z różnych względów. Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Historia Internetu | Jeden komentarz

Facebook a Twitter

Bardzo ciekawego wywiadu dla TechCrunch udzielił dyrektor generalny (COO) firmy Facebook, pani Sheryl Sandberg. Pojawiły się tam m.in. następujące słowa:

Our fundamental view of the world is that the web is evolving. Goes from an anonymous identity on the web to your real identity. We think we’ve led that, but no surprise that other people are doing it, imitation highest form of flattery. We think it’s good taht there are other people evolving the social web. We believe that if we continue to iterate on the products, and stay ahead technologically, we can provide most value to users.

oraz dalej:

I’m not trying to broadcast to the world. We think Twitter is important, a great product. We think world is moving towards realtime. Long time ago when we launched status updates people wondered why you would tell what you were doing. Now obvious. We think there will be many more products like this out there. We watch engagement. 40 million status updates a day on Facebook. We want that to continue to grow.

Sądzę, że ta wypowiedź jest szczera: Facebook jest firmą prywatną i jej władze nie mają powodu by przekonywać akcjonariuszy, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Zakładam więc, że istotnie p. Sandberg tak uważa. Co więcej, jestem przekonany, że się myli.

Otóż ma ona rację mówiąc, że istotą Twittera (w Polsce też: Blipa) jest pisanie publiczne, do wszystkich, anonimowe zaś istotą Facebooka (w Polsce też: Naszej-Klasy) jest pisanie dla wąskiego grona prawdziwych znajomych.

Natomiast nieprawdą jest, jakobyśmy mieli do czynienia z trendem przechodzenia od tożsamości anonimowej do realnej. Nic takiego się nie dzieje.

W swoich początkach cały Internet był zbudowany dla użytkowników rzeczywistych (znanych z imienia i nazwiska). W pierwszych latach internetu nie było niczym nadzwyczajnym podawanie na swojej „stronie domowej” całego życiorysu, z adresem prywatnym, numerem telefonu itd. Dopiero po jakimś czasie w Internecie pojawili się użytkownicy anonimowi, co zresztą wywołało dużo zamieszania (np. akcje odcinania abonentów TPSA od grup dyskusyjnych w Usenecie, w celu zachowania jego nieanonimowego charakteru).

Dzisiejsza sytuacja to ponowne wychylenie wahadła w stronę „realności”, co jest wynikiem wynalezienia sieci opartej na realnych znajomościach, której idealnym przykładem jest sam Facebook. Ale nie oznacza to, że twórczość anonimowa zaginie – nie zaginie i są ku temu istotne powody.

Tak naprawdę to, czy publikuję coś pod pełnym nazwiskiem w sieci prywatnej (jak Facebook) czy pod pseudonimem w sieci publicznej (czyli powszechnie dostępnej, jak Twitter lub forum na Onecie) nie zależy od tego, czy jestem „nowoczesny” czy „staromodny”, ale od tego, do kogo chcę dotrzeć. Jeżeli ludzie gromadzą się wokół jakiegoś tematu (jak w Twitterze wokół #tagu), to ich nazwisko i dane kontaktowe są mało istotne: ważne jest to, co ludzie mają do powiedzenia. Natomiast jeżeli ludzie się gromadzą we własnym towarzystwie (jak na Facebooku), to z kolei temat rozmowy ich nie ogranicza, bo piszą o wszystkim.

I jedno, i drugie ma sens. I dla jednego, i dla drugiego jest miejsce. Nie ma żadnego trendu przechodzenia od anonimowości do realności w Internecie. Dyrektor generalny Facebooka się myli.

Zaszufladkowano do kategorii Historia Internetu | Jeden komentarz

Jak zarobić na re-use: poszukiwanie skarbów na śmietniku

Nie jesteśmy w stanie ogarnąć całej informacji, jaka do nas dociera. Nie jesteśmy w stanie opracować wszystkich danych, jakie mamy do dyspozycji. Uporządkowanie informacji istniejących w świecie (zwłaszcza cyfrowym) jest niewykonalne z samej swojej natury. Zjawisko to, znane pod nazwą „przeciążenia informacją” („information overload„) jest znane i opisywane w nauce przynajmniej od pojawienia sie „Szoku przyszłości” Alvina Tofflera 40 lat temu.

To zjawisko dotyka nas na bardzo wiele sposobów i wszystkich jego aspektów nie poruszę, bo nie ma to sensu. Ale obecnie interesuje mnie jeden główny aspekt: jak zarobić na danych produkowanych przez agendy rządowe, które to dane wkrótce będą powszechnie dostępne po wejściu w życie ustawy o ponownym wykorzystaniu informacji sektora publicznego.

Zastanawiając się nad tym problemem w pierwszym podejściu myślałem, że warto będzie zrobić wielką hurtownię danych, do której zbierze się to wszystko, co zostanie udostępnione przez sektor publiczny, uporządkuje się to a potem będzie się sprzedawać. Jednak danych, które można wykorzystać będzie dużo więcej niż ktokolwiek będzie w stanie opracować. Ba, gorzej: zdecydowana większość tych danych będzie nudna, nieciekawa i do niczego nieprzydatna. Podkreślam: zdecydowana większość danych, jakie pozyskamy będzie szumem informacyjnym: jego wartość będzie przypominała wartość wielkiego wysypiska śmieci.

Co zatem? Jak zrobić na tym biznes? Wyobraźmy sobie, że dostaniemy wszystkie stenogramy posiedzeń wszystkich rad i sejmików gminnych, miejskich, powiatowych, wojewódzkich itp. Jak na tym zarobić?

Otóż przyjmując z założenia, że prawie wszystkie dane uzyskane w ten sposób będą nieciekawe stwierdzamy jednak, że wobec ogromu dostępnej informacji dużo ciekawych (może nawet fascynujących) rzeczy tam będzie. Problem w tym, że nie da się łatwo przewidzieć, gdzie i co to będzie. Jeżeli nawet napiszemy mądre algorytmy wyszukujące ciekawostki, które potem można opracować i sprzedać jako raporty np. mediom lub jakimś agendom komercyjnym, nadal musimy się liczyć z tym, że masa ciekawych danych przejdzie przez sito nie zauważona. Co z tym zrobić?

Nowy zawód: poszukiwacz skarbów na informacyjnym śmietniku

Wydaje mi się, że potrzebny jest nowy zawód: poszukiwacza skarbów na informacyjnym śmietniku. Kogoś, kto mając do dyspozycji rozmaite „wykrywacze” przeczesuje informacyjne śmietnisko i posługując się ludzkim intelektem wynajduje to, co jest ciekawe lub interesujące.

Z pewnością część skarbów będzie znaleziona jeszcze przed wyrzuceniem: agendy produkujące informacje będą starały się znaleźć w nich jak najwięcej ciekawych rzeczy.

Z drugiej strony: część skarbów będzie znaleziona na zlecenie: instytucje, które wiedzą, czego potrzebują, wyślą swoich przedstawicieli, którzy przetrząsną „wysypisko” w poszukiwaniu rzeczy konkretnych. Np. Onet.pl, w którym pracuję, ostrzy sobie zęby na mnóstwo danych, jakie będą wkrótce udostępniane.

Ale między tymi dwiema stronami, czyli stroną która wie, co wyprodukowała i stroną, która wie, czego szuka, pozostaje do zagospodarowania środek, czyli miejsce, w którym nikt nie wie, co jest i nikt nie wie, co w nim można znaleźć. I to jest właśnie nisza dla poszukiwaczy skarbów.

Wróćmy do przykładu: na serwerze Sejmu RP mamy „Wykaz nierozpatrzonych przez Sejm sprawozdań o projektach ustaw”. Z pewnością kancelaria Sejmu, która stworzyła ten system potrzebuje go do jakichś celów (np. żeby wiedzieć, ile jeszcze rzeczy trzeba rozpatrzeć). Z pewnością osoba interesująca się jakimś posłem może chcieć przejrzeć wszystkie dokumenty, jakie w tej kadencji wyprodukował. Ale na pewno jest w tych materiałach sporo perełek, z których nie zdaje sobie sprawy autor tej bazy jak i osoba oglądająca ją z zewnątrz. Do znalezienia perełek potrzebujemy właśnie poszukiwacza skarbów.

Styl działania poszukiwaczy skarbów

Poszukiwaczy skarbów musi być wielu. To musi być „armia mrówek”, która przetrząsa ten „śmietnik” cały czas.

Poszukiwacze muszą być ludźmi. Oczywiście, wiele rzeczy da się wyciągnąć automatycznie, ale kluczowym narzędziem do walki z przeciążeniem informacyjnym musi być ludzki umysł i ludzka pamięć. Rzecz w tym, że musimy wyszukiwać informacje, które są ciekawe, a zatem: kojarzą się z czymś, wnoszą coś nowego do naszej wiedzy, zatem budzą zainteresowanie.

Poszukiwacze muszą działać na własny rachunek. To jest tak, jak z wynalazcami: osiągnie sukces ten, kto będzie zdeterminowany i kto będzie lepszy od innych: kto lepiej zwróci uwagę na swoje znalezisko.

Poszukiwacze muszą być kreatywni, a jednocześnie pracowici, jak w słynnej maksymie prof. Marcina Kuli o historykach: „historyk musi mieć olej w głowie i ołów w dupie”.

Poszukiwania skarbów nie da się zlecić Chińczykom. Do poszukiwaczy należy przyszłość.

Zaszufladkowano do kategorii Pomysły biznesowe | Jeden komentarz

Baza PESEL powinna być w public domain

Administracja państwowa, którą odziedziczyliśmy po komunistach była stworzona do tego, by wiedzieć wszystko o tym, co dzieje się w kraju, ale nie udostępniać nikomu niczego. Jednym z elementów tego systemu była baza PESEL, mająca w pierwotnych założeniach służyć zbieraniu „haków” na wszystkich obywateli PRL. Właśnie powstaje jej nowa wersja, PESEL2 a wraz z nią system metryczkowania obywateli, zwany PL.ID . Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Analizy, Pomysły biznesowe, Przyszłość Internetu | Dodaj komentarz

Czas upublicznić państwo

Jako członek zespołu Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji biorę udział w pracach nad ustawą będącą polską wersją Dyrektywy UE o wykorzystaniu baz danych należących do państwa (ściślej: Dyrektywa 2003/98/WE w sprawie ponownego wykorzystywania informacji sektora publicznego). Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Analizy, Przyszłość Internetu | Jeden komentarz

1939-45: Nie rozbiory, ale podbój Rzeczpospolitej przez Rosję

W szkole uczono nas o napaści Niemiec na Polskę w r. 1939. Powiedzmy sobie szczerze: fakty pokazują, że Niemcy byli tylko marionetkami w rękach Rosji. Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Historia Internetu | Jeden komentarz

Klucz do zrozumienia polsko-rosyjskich nieporozumień

Czytam Katalog wzajemnych uprzedzeń Polaków i Rosjan (red. A. de Lazari, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Warszawa 2006). Praca ma ponad 500 stron i przedstawia stereotypy Polaków w oczach Rosjan i Rosjan w oczach Polaków. Autorami są i jedni, i drudzy, a ich przedstawienie stara się być maksymalnie obiektywne. Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Historia Internetu | Jeden komentarz

Słowacki-Gay-Minakowski-Króliczek

nie o to chodzi by złowić króliczka,
ale by gonić go – śpiewali Skaldowie

Ostatni wielki poeta został złowiony. Słowacki TEŻ jest naszym kuzynem, co od teraz można sprawdzić w Wielkiej Genealogii Minakowskiego. Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Genealogia, Historia | Dodaj komentarz

Jesień 1831 w Warszawie

6 września 1831 na warszawskiej Woli poległ gen. Józef Sowiński, bohater słynnego wiersza Juliusza Słowackiego. Walczył w obronie Polski, przeciw Rosjanom.

Bratanek jego, Aleksander który w chwili śmierci stryja miał 4-5 lat, w 1856 w Głuchowie w zaborze pruskim wziął ślub ze Stefanią Jaraczewską. Był wtedy pułkownikiem wojs pruskich.
Praprababcia Stefanii, Zofia z Koszutskich Objezierska, to siostra Konstancji z Koszutskich Łaszczyńskiej.

W listopadzie 1831 (dwa miesiące po śmierci Sowińskiego) prezydentem Warszawy został Jakub Łaszczyński – prawnuk tejże Konstancji.

Praprawnukiem tejże konstancji był Michał Łaszczyński, właściciel Kampinosu, który poślubił Onufrynę Bielską. Ojciec Onufryny, Jan Modest Bielski, kierował majątkiem Tarchomin pod Warszawą, należącym wówczas do generała Pawła Muchanowa. Paweł Muchanow to stryj Sergiusza, dyrektora Warszawskich Teatrów Rządowych, męża Marii Kalergis, muzy Cypriana Norwida.

Jej siostra Maria Bielska, poślubiła 1872 świeżo przybyłego z zesłania w Rosji Karola Minakowskiego. Karol urodził się 28 października 1831 w tejże Warszawie, parę tygodni po tym, jak kilka kilometrów dalej poległ Józef Sowiński, a parę tygodni przed tym, jak Jakub Łaszczyński został prezydentem Warszawy.

Rzeczą zbyteczną jest chyba dodawać, że Karol i Maria Minakowscy to moi prapradziadkowie. W budynku, gdzie mieszkali, jest teraz Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza (Warszawa, Rynek Starego Miasta 20).

Zaszufladkowano do kategorii Genealogia, Historia | Jeden komentarz

Bing nie istnieje

Gazety piszą ciągle o wyszukiwarce Bing, a tymczasem ona praktycznie nie istnieje. Przynajmniej w Polsce nikt jej nie używa. Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Historia Internetu | Dodaj komentarz