Nie jesteśmy w stanie ogarnąć całej informacji, jaka do nas dociera. Nie jesteśmy w stanie opracować wszystkich danych, jakie mamy do dyspozycji. Uporządkowanie informacji istniejących w świecie (zwłaszcza cyfrowym) jest niewykonalne z samej swojej natury. Zjawisko to, znane pod nazwą „przeciążenia informacją” („information overload„) jest znane i opisywane w nauce przynajmniej od pojawienia sie „Szoku przyszłości” Alvina Tofflera 40 lat temu.
To zjawisko dotyka nas na bardzo wiele sposobów i wszystkich jego aspektów nie poruszę, bo nie ma to sensu. Ale obecnie interesuje mnie jeden główny aspekt: jak zarobić na danych produkowanych przez agendy rządowe, które to dane wkrótce będą powszechnie dostępne po wejściu w życie ustawy o ponownym wykorzystaniu informacji sektora publicznego.
Zastanawiając się nad tym problemem w pierwszym podejściu myślałem, że warto będzie zrobić wielką hurtownię danych, do której zbierze się to wszystko, co zostanie udostępnione przez sektor publiczny, uporządkuje się to a potem będzie się sprzedawać. Jednak danych, które można wykorzystać będzie dużo więcej niż ktokolwiek będzie w stanie opracować. Ba, gorzej: zdecydowana większość tych danych będzie nudna, nieciekawa i do niczego nieprzydatna. Podkreślam: zdecydowana większość danych, jakie pozyskamy będzie szumem informacyjnym: jego wartość będzie przypominała wartość wielkiego wysypiska śmieci.
Co zatem? Jak zrobić na tym biznes? Wyobraźmy sobie, że dostaniemy wszystkie stenogramy posiedzeń wszystkich rad i sejmików gminnych, miejskich, powiatowych, wojewódzkich itp. Jak na tym zarobić?
Otóż przyjmując z założenia, że prawie wszystkie dane uzyskane w ten sposób będą nieciekawe stwierdzamy jednak, że wobec ogromu dostępnej informacji dużo ciekawych (może nawet fascynujących) rzeczy tam będzie. Problem w tym, że nie da się łatwo przewidzieć, gdzie i co to będzie. Jeżeli nawet napiszemy mądre algorytmy wyszukujące ciekawostki, które potem można opracować i sprzedać jako raporty np. mediom lub jakimś agendom komercyjnym, nadal musimy się liczyć z tym, że masa ciekawych danych przejdzie przez sito nie zauważona. Co z tym zrobić?
Nowy zawód: poszukiwacz skarbów na informacyjnym śmietniku
Wydaje mi się, że potrzebny jest nowy zawód: poszukiwacza skarbów na informacyjnym śmietniku. Kogoś, kto mając do dyspozycji rozmaite „wykrywacze” przeczesuje informacyjne śmietnisko i posługując się ludzkim intelektem wynajduje to, co jest ciekawe lub interesujące.
Z pewnością część skarbów będzie znaleziona jeszcze przed wyrzuceniem: agendy produkujące informacje będą starały się znaleźć w nich jak najwięcej ciekawych rzeczy.
Z drugiej strony: część skarbów będzie znaleziona na zlecenie: instytucje, które wiedzą, czego potrzebują, wyślą swoich przedstawicieli, którzy przetrząsną „wysypisko” w poszukiwaniu rzeczy konkretnych. Np. Onet.pl, w którym pracuję, ostrzy sobie zęby na mnóstwo danych, jakie będą wkrótce udostępniane.
Ale między tymi dwiema stronami, czyli stroną która wie, co wyprodukowała i stroną, która wie, czego szuka, pozostaje do zagospodarowania środek, czyli miejsce, w którym nikt nie wie, co jest i nikt nie wie, co w nim można znaleźć. I to jest właśnie nisza dla poszukiwaczy skarbów.
Wróćmy do przykładu: na serwerze Sejmu RP mamy „Wykaz nierozpatrzonych przez Sejm sprawozdań o projektach ustaw”. Z pewnością kancelaria Sejmu, która stworzyła ten system potrzebuje go do jakichś celów (np. żeby wiedzieć, ile jeszcze rzeczy trzeba rozpatrzeć). Z pewnością osoba interesująca się jakimś posłem może chcieć przejrzeć wszystkie dokumenty, jakie w tej kadencji wyprodukował. Ale na pewno jest w tych materiałach sporo perełek, z których nie zdaje sobie sprawy autor tej bazy jak i osoba oglądająca ją z zewnątrz. Do znalezienia perełek potrzebujemy właśnie poszukiwacza skarbów.
Styl działania poszukiwaczy skarbów
Poszukiwaczy skarbów musi być wielu. To musi być „armia mrówek”, która przetrząsa ten „śmietnik” cały czas.
Poszukiwacze muszą być ludźmi. Oczywiście, wiele rzeczy da się wyciągnąć automatycznie, ale kluczowym narzędziem do walki z przeciążeniem informacyjnym musi być ludzki umysł i ludzka pamięć. Rzecz w tym, że musimy wyszukiwać informacje, które są ciekawe, a zatem: kojarzą się z czymś, wnoszą coś nowego do naszej wiedzy, zatem budzą zainteresowanie.
Poszukiwacze muszą działać na własny rachunek. To jest tak, jak z wynalazcami: osiągnie sukces ten, kto będzie zdeterminowany i kto będzie lepszy od innych: kto lepiej zwróci uwagę na swoje znalezisko.
Poszukiwacze muszą być kreatywni, a jednocześnie pracowici, jak w słynnej maksymie prof. Marcina Kuli o historykach: „historyk musi mieć olej w głowie i ołów w dupie”.
Poszukiwania skarbów nie da się zlecić Chińczykom. Do poszukiwaczy należy przyszłość.
Pingback: Re-use za rogiem | Minakowski.pl