Piotr „VaGla” Waglowski umieścił w swoim serwisie VaGla.pl relację z wczorajszej konferencji „Czy telewizja zagraża demokracji”. Wypowiedzi panów dra Marka Kochana z UW a zwłaszcza Macieja Strzembosza i Macieja Wierzyńskiego są fascynujące. Zachęcam do obejrzenia bo wklejam je poniżej. Poza masą ciekawych tematów i obserwacji, jakie w tych wypowiedziach są przedstawione uderza mnie jedna zasadnicza myśl, która wcześniej uderzyła mnie, gdy występowałem na podobnym panelu w czasie „Nocy mediów” organizowanej przez Fundację Konrada Adenauera.
To, co obserwuję u rozmaitych dziennikarzy, to klasyczna tragiczna pycha – grecka hybris, która powoduje upadek bohatera. Pycha, która każe dziennikarzom myśleć, że są oni ostatnimi zbawcami ludzkości, że gdyby tylko nie musieli nadskakiwać plebsowi i zabiegać o poczytność i reklamodawców, to wszystko byłoby dobrze, a świat byłby uratowany.
Bardzo mi brakuje dyskusji odwrotnej – wychodzącej z założenia, że owa komercjalizacja i „tabloidyzacja” mediów jest faktem już zastanym, z którym nie da się walczyć. Co wtedy? Jak zmieni się system polityczny? Próbowałem taką dyskusję rozpętać we wspomnianym panelu na Media Night, ale obecni tam dziennikarze nie byli zainteresowani tym tematem. To moim zdaniem wielka szkoda.
Nie jestem i nigdy nie byłem dziennikarzem. Jestem filozofem, który 13 lat temu zaciągnął się na służbę w portalu internetowym (Onet.pl), w pewnym momencie stanowiąc praktycznie 100% jego Redakcji. Nie potrzebuję dodawać sobie prestiżu: z pełną świadomością mówię, że publikując w Internecie jestem na służbie u mojego czytelnika. Mój czytelnik wyraża swoje zainteresowanie klikaniem, a jego klikanie przekłada się na moje zarobki reklamowe.
Jako funkcjonariusz mediów internetowych jestem dumny z tego, że służę czytelnikowi. Niech staro-mediowcy nazywają to komerchą i tabloidyzacją lub pogonią za klikalnością, ale dla mnie to co oni mówią, to przejaw ich pychy. Ja pokornie służę mojemu czytelnikowi i jestem z tego dumny.
Jakie to jednak pociągnie konsekwencje? Bardzo chciałbym na ten temat podebatować. Bo wydaje mi się, że koniec demokracji, jaką znaliśmy, jest bliski. Ale…? Czy naprawdę ją znaliśmy? A może nam się tylko wydawało? Może w istocie każde stulecie ma swoją własną formę rządów? Przecież w Polsce nigdy nie było demokracji dojrzałej, w amerykańskim sensie. Demokracja przedrozbiorowa obywała się bez prasy codziennej, a demokracja międzywojenna obywała się bez telewizji. Obie demokracje były jednak znacząco różne od siebie i od demokracji dzisiejszej.
Proponuję więc skończyć z walką dziennikarzy o demokrację, a zacząć się zastanawiać co nas czeka wobec zmian, jakie niechybnie nastąpią. Ale najpierw posłuchać, co trzech mądrych panów ma do powiedzenia, bo mówią (zwł. p. Strzembosz) rzeczy niezwykle ciekawe:
Czy telewizja zagraża demokracji? #1 Fragment wystąpienia dr Kochana from VaGla on Vimeo.
Czy telewizja zagraża demokracji? #2 Fragment wystąpienia dr Kochana from VaGla on Vimeo.
Czy telewizja zagraża demokracji? Komentarz Macieja Strzembosza from VaGla on Vimeo.
Czy telewizja zagraża demokracji? Komentarz red. Macieja Wierzyńskiego from VaGla on Vimeo.
Politycy dostosowują się do wymogów tv, i to jest prawdziwie faustowskie uwikłanie, które skutkuje brakiem zdystansowania wobec medialnego przekazu. To jest problem, a nie dziennikarze.
Jestem zdania, że już w gimnazjum powinno się wprowadzić zajęcia dot. mediów elektronicznych; tego, jak obrabiają rzeczywistość, szatkując ją na porcje pasujące do telewizyjnych formatów.
@zetzero
1. Formaty telewizyjne pojawiły się kilkanaście lat temu; zanim za kolejne kilkanaście lat do programów szkolnych trafi odpowiedź na nie, to nastąpi kolejne parę rewolucji; szkoła nie jest w stanie za tym nadążyć. Więc moim zdaniem ta droga jest bez sensu.
2. To że politycy się dostosowują do wymogów mediów to zupełnie oczywiste i nieuniknione: kiedyś (XIX w.) dostosowywali się do gazet, w I poł. XX w. do radia, a w II poł. XX w. do TV. Z dziennikarzami się nie zgadzam pod tym względem, że oni chcą walczyć z rzeczywistością w obronie własnych stołków, a ja przyjmuję rzeczywistość za daną i zastanawiam się co z tego wyniknie.
Ad vocem: idąc tym tropem, nie ma zatem co uaktualniać książek z chemii, biologii, fizyki, a nawet z historii, trzymając się tezy, że szkoła nie jest w stanie nadążyć.
Może problemem jest statyczny model edukacji nieodpowiedni wobec wyzwań danej nam rzeczywistości? Sugestii oraz intuicji szukałbym np na blogu „kultura 2.0” tudzież we wpisach o grach zamieszczanych na blogu http://wojtekwalczak.wordpress.com/.