Pewna bardzo ważna osoba z branży polskiego Public Relations poinformowała mnie, że na bardzo ważnym panelu dyskusyjnym, transmitowanym na żywo (do odsłuchania i obejrzenia tutaj) niedawne wydarzenia wokół mojej osoby zostały przedstawione jako ciekawy case z pogranicza PR, dziennikarstwa i marketingu internetowego. Wywołany po nazwisku do tablicy postanowiłem opisać, jak było naprawdę (z mojego punktu widzenia), bo prawdziwa historia była dużo ciekawsza, niż tam opowiedziano.
O tym, że zajmuję się genealogią elit Rzeczypospolitej X-XXI wieku wiedzą od lat chyba wszyscy ludzie zajmujący się tą tematyką w Polsce. Referowałem to na dwóch sympozjach w Bibliotece Kórnickiej PAN (w r. 2002 i w 2006), miałem odczyty w Polskim Towarzystwie Heraldycznym w Warszawie, opowiadałem o tym w Sejmie Litewskim (w obecności obecnego premiera RL) itd. Stowarzyszenie Potomków Sejmu Wielkiego, wymyślone i założone przeze mnie, działa pod oficjalnym patronatem Marszałka Sejmu RP, na prowadzonych przeze mnie zjazdach bywali szefowie wielkich instytucji, a na wrześniowym Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich byłem dwukrotnie cytowany w obecności prezesa IPN…
Genealogia Lecha i Jarosława Kaczyńskich została przeze mnie opublikowana trzy lata temu w mojej Genealogii Potomków Sejmu Wielkiego (www.sejm-wielki.pl). Co ciekawe, pierwsze informacje otrzymałem od syna jednego z lewicowych marszałków Sejmu RP, który jednak nie chciał się ujawniać… by nie zaszkodzić pp. Kaczyńskim. Drzewo ostatnich kilku pokoleń przodków Prezydenta i Premiera zostało opublikowane przez „Wprost” (Nr 1164 z 27 marca 2005), a problemem było potwierdzenie kilku pokoleń XIX-wiecznych, co się jednak udało dzięki kwerendzie wykonanej na moją prośbę w Archiwum Państwowym w Łodzi.
Inne genealogie znanych polityków publikuję systematycznie od lat – hrabiowska rodzina Komorowskich jest znana doskonale i nie było tu czego nawet szukać. Podobnie ziemiańska rodzina Jaruzelskich herbu Ślepowron została dobrze opisana jeszcze przed wojną. Z drugiej strony – koligacje Tadeusza Mazowieckiego udało mi się ustalić raptem tydzień temu; Hannę Gronkiewicz-Waltz dopisałem do Wielkiej Genealogii przed kilku miesiącami. Praca wre i nowe odkrycia są wciąż czynione, ale ciekawy artykuł można było napisać przed laty. I napisano: Polska Agencja Prasowa ponad trzy lata temu napisała o tym artykuł.
Co zatem stało się 8 XII 2009 i bezpośrednio wcześniej?
2 listopada redakcja programu „Dzień Dobry TVN” poszukiwała potomków sławnych ludzi (nie-polityków). Trafili do mnie przypadkiem, a ja umożliwiłem im kontakt z potomkami m.in. Aleksandra Fredry, Henryka Sienkiewicza, Mikołaja Reya, Henryka Siemiradzkiego, rodziny Adama Mickiewicza i paru innych wybitnych postaci polskiej kultury. Na bieżąco uzupełniam genealogie tych rodzin i jestem z nimi w osobistym kontakcie. W sobotę 7 listopada w TVN w materiale Mam wielkie nazwisko pojawili się potomkini książąt Czartoryskich i potomek Aleksandra Fredry.
Kilka tygodni później autorzy tej samej audycji zwrócili się już do mnie osobiście, jako eksperta genealogicznego. Nagrany został wywiad ze mną, który pokazano w niedzielę 29 listopada w drugiej części materiału Korzenie rodu Damięckich. Trafiłem zatem do oficjalnego obiegu „ekspertów telewizyjnych”. Stąd zapewne stałem się przedmiotem zainteresowania p. Marka Henzlera z tygodnika „Polityka”, który w wydaniu dostępnym w sprzedaży od 9 grudnia cytuje mój ranking patronów polskich ulic oraz p. Macieja Wasielewskiego z TVN24, o którym dalej. Z obu tymi dziennikarzami nigdy się wcześniej nie spotkałem, nawet wirtualnie.
Nazajutrz po emisji, w poniedziałek 30 listopada, wspomniany p. Wasielewski z TVN24 odnalazł mnie na Facebooku i poprosił o numer telefonu. Gdyby wiedział, że pracujemy w jednej korporacji (ITI), znalazłby mnie w korporacyjnym intranecie, ale nie przyszło mu to najwyraźniej do głowy. Przypadkiem wybierałem się do Warszawy na konferencję, która miała się odbyć po południu we środę 2 grudnia, a ja miałem też umówione spotkanie w siedzibie ITI, więc mogliśmy się na chwilę zobaczyć. Tymczasem osoba, z którą miałem się spotkać, dostała pilne wezwanie do prezesa, więc zadzwoniłem do p. M. Wasielewskiego, że możemy się spotkać w korporacyjnej stołówce. Ja jadłem obiad, on pytał, potem zrobił parę zdjęć… Nie traktowałem sprawy zbyt poważnie, bo artykuł miał się pojawić w wydaniu internetowym (tekstowym), a obecność w Internecie jest dla mnie tak normalna, że nie budzi moich emocji. Dziennikarza interesowały zwłaszcza koligacje sławnych współczesnych polityków. Dla mnie to temat poboczny, bo dużo bardziej mnie interesują ludzie, o których będzie się pamiętać za 100 lat, jak Mickiewicz, Słowacki, Matejko, Kościuszko, Jan Paweł II… Ewentualnie politycy naprawdę wielcy, jak Piłsudski, Limanowski, Daszyński, Narutowicz, Grabscy, Hallerowie etc. (wyliczam tych, których mam w Wielkiej Genealogii Minakowskiego, czyli jakoś skoligaconych ze mną). Ale znalazłem trochę osób obecnych w dzisiejszej polityce, bo skoro ja ich mam, a p. Wasielewskiego oni interesują, to czemu mam ukrywać…
3 grudnia dostałem artykuł gotowy do korekty, poprawiłem pewne oczywiste błędy merytoryczne nie wchodząc w detale, bo założyłem że skoro dziennikarz się pod tym podpisuje, to bierze odpowiedzialność za to co robi.
Niepokój mój wzbudził dopiero moment, w którym redakcja poprosiła o sugestię ważnej osoby z branży naukowej, która zajmuje się tym tematem. Bez wahania wskazałem prezesa Polskiego Towarzystwa Heraldycznego, członka Międzynarodowej Akademii Genealogii, redaktora naczelnego wydawnictwa DiG etc., etc. – dra Sławomira Górzyńskiego, autora niezliczonych publikacji na temat genealogii elit polskich. Jeszcze bardziej zdziwiłem się, gdy poproszono o kolejnego recenzenta (do licha, przecież habilitacji miałem nie robić!) – tu miałem większy problem, bo moje badania nad genealogią en masse to zahaczają bardziej o demografię niż o klasyczną genealogię jako dziedzinę pomocniczą prozopografii. Wskazałem więc dwoje aktywnych naukowców z pogranicza genealogii i demografii historycznej – pp. dr Lidię Zyblikiewicz z UJ i p. Łukasza Lubicz-Łapińskiego z IPN w Białymstoku, z którymi miałem się zaszczyt spotkać na sekcji demograficzno-genealogicznej wrześniowego Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich. Okazało się, że p. dr Lidia Zyblikiewicz akurat prowadziła samochód i nie mogła rozmawiać, więc p. Łapiński wystarczył. To było w piątek, 4 grudnia. A w poniedziałek 7 grudnia zakomunikowałem mojemu szefowi, że może się spodziewać w najbliższym czasie kolejnych publikacji na mój temat, a późnym wieczorem autor artykułu był tak miły, że wysłał mi wiadomość, że jutro materiał o mnie ma się ukazać. Natychmiast wysłałem SMS do szefa i poszedłem spać.
Ranek 8 grudnia jak zwykle zacząłem od komputera: znalazłem maile o treści „nie nazywam się Tusk ani Kaczyński ale może pomoże mi Pan w genealogii?” A więc stało się. Na stronie www.tvn24.pl, jako najważniejsza wiadomość pojawiło się: Kaczyński pochodzi od Krzywoustego, a ty? Na artykule jest godzina publikacji 6:00. Link do tego samego materiału pojawił się też na stronie głównej Onet.pl.
Dlaczego to zrobili? Nie wiem. Nie pytałem, nie wykorzystywałem swoich znajomości – po prostu się ucieszyłem. Nie spodziewałem się tego: nawet firmie prowadzącej dystrybucję moich wydawnictw nie wspomniałem o tym, bo nie przyszło mi do głowy, że to się stanie. Przewidywałem, że jeżeli ten artykuł się ukaże, to będzie to gdzieś w ciekawostkach, między pięcionogim koźlęciem a występem kabaretu „Głupie Żarty”.
Lawina poszła
Zarówno wybór tematu, jak i pomysł na jego wypromowanie pochodził od redakcji TVN24. Zainwestowali w to swój czas i zasoby, a ja dostarczyłem „mięsa”. Efekt był piorunujący: prawie natychmiast temat podchwyciły wydania internetowe obu czołowych dzienników papierowych: Dziennik.pl (Kaczyńscy wywodzą się od Mieszka I godz. 8:37) i Gazeta.pl (Powstaje “Wielka Genealogia”: Kaczyński pochodzi od Mieszka I, ostatnia aktualizacja 11:30). Potem prasa bardziej niszowa: Super Express ( Co łączy Kaczyńskiego z Mieszkiem I? godzina 12:56), Fronda (Kaczyńscy pochodzą od Piastów, Komorowski od Wikingów, Tusk – nie wiadomo 13:11), nazajutrz „Nasz Dziennik” (żart fotograficzny powyżej).
Na fali sensacji wydanie telewizyjne TVN24 decyduje się zrobić materiał filmowy: w południe ekipa krakowska robi wywiad ze mną, warszawska jedzie do domu dra S. Górzyńskiego, a jeszcze inna kręci materiał w Sejmie pytając poszczególnych polityków. Pokazane jest to wieczorem w paśmie publicystycznym po “Kropce nad i” ( Szlachetni przodkowie każdego z nas , ok. 20:40), a gdy idę spać, widać to jeszcze jako temat dnia na www.tvn24.pl. Znajomi donieśli mi, że widzieli dyskusję o tym również w programie „Szkło kontaktowe”.
Od jednego z moich korespondentów dowiedziałem się, że pierwszym źródłem, gdzie przeczytał o sprawie była internetowa gazeta ukraińska, zaś znajomy dziennikarz radia niemieckiego pocieszał mnie, że najważniejsze by nie przekręcali nazwiska, reszta się nie liczy.
Fora internetowe były jak zwykle pełne pomyj, wylewanych m.in. na moją głowę, których to forów oczywiście nie czytałem. Wystarczyło, że w ciągu paru dni przybyło 200 fanów Wielkiej Genealogii Minakowskiego na Facebooku.
Odbiór: popularyzacja nauki
Redakcja TVN24 pokazała, jak z faktu naukowego (znanego w wąskim gronie fachowców i hobbystów) zrobić fakt publiczny, medialny. Dla mnie, jako człowieka nauki jest to rzecz wspaniała. Przecież celem, dla jakiego robię to wszystko jest realizacja mojej misji: żeby każde dziecko wiedziało, że istnieje CIĄGŁOŚĆ między światem I Rzeczypospolitej, a światem dzisiejszym. Ja się wychowałem w Olsztynie, gdzie poczucia takiej ciągłości nie było praktycznie wcale. I od wielu lat to co robię to właśnie tworzenie takiego poczucia ex nihilo. Liczy się dla mnie ZARÓWNO ciągłość fizyczna (genetyczna) jak i ciągłość w przekazywaniu tradycji czy ciągłość terytorialna. Im więcej tej ciągłości, tym lepiej dla Kraju. A dlaczego? Dlatego, że poczucie ciągłości z przeszłością jest NIEZBĘDNE do odpowiedzialności za PRZYSZŁOŚĆ. Jak inaczej wytłumaczyć ludziom, dlaczego mają być odpowiedzialni za to, co się będzie działo z tym krajem 200 lat po ich śmierci?
Oczywiście, liczne osoby „z branży” z lubością zaczęły krytykować „sprowadzanie tematu do poziomu rynsztoka”, ja jednak uważam, że redakcja TVN24, rękoma p. Wasielewskiego w znakomity sposób wykonała swoją robotę: wynalazła w czymś, co innym wydawało się nudne i nieciekawe, temat fascynujący, poruszający tłumy i pozwalający im zachować czołową pozycję na rynku najbardziej cytowanych mediów. Czapki z głów!
* * * Uzupełnienia * * *
W kolejnym tygodniu artykuł o mojej pracy z TVN24.pl został przedrukowany jako temat na okładkę w tygodniku „Angora”. Czyżbym więc po Mickiewiczowsku „dożył tej pociechy, by moje dzieło zstąpiło pod strzechy”? Na zdjęciu obok awers i rewers „Angory” nr 51 (1018) z 20 grudnia 2009. Podpis pod zdjęciem: „Lech Kaczyński jest potomkiem Bolesława Krzywoustego – twierdzi twórca największego spisu genealogicznego w Polsce – czytaj str. 12.”
Na serwisie ukraińskim „Gazeta.ua” trochę poprzekręcali, ale sens da się zrozumieć: „Предком Качинського був перший польський князь – Автор найбільшого в Польщі генеалогічного списку Єжи Марек Мінаковський дослідив, що серед предків братів Качинських є засновник польської держави Мієшко I, пише польська газета Dziennik.”
15 grudnia p. Janusz Korwin-Mikke był łaskaw poświęcić mi artykuł w swoim blogu: Bolesław Krzywousty przodkiem Kaczyńskich. Trudno mi odnieść się do treści rzeczonego artykułu inaczej jak słowami „zgadzam się w całej rozciągłości”, co zresztą nie jest niczym nadzwyczajnym w przypadku tej osoby.
Artykuł p. Janusza Korwin-Mikkego z 15 grudnia daje mi dobry pretekst, by odpowiedzieć za jednym zamachem na 1647 komentarzy (stan o północy 16 grudnia 2009), jakie zostały umieszczone pod oryginalnym artykułem (na TVN24.pl): nie jestem zwolennikiem PiS. Nie jestem zwolennikiem PO. Nie interesują mnie partie, które traktują mnie jak dziecko, kierujące się tylko emocjami. Odpowiedź na pytanie, drogie dzieci, kogo mam zamiar poprzeć w wyborach prezydenckich, można wywnioskować z akapitu poprzedniego.
W kolejnym tygodniu w tygodniku Wprost ukazał się w całości poświęcony temu tematowi felieton Krzysztofa Skiby (wokalisty i tekściarza zespołu Big Cyc). Również satyryczne kolumny Wprost (z życia Opozycji) i Polityki nawiązały wprost do tego tematu. Tak oto stał się on częścią kultury masowej.
Pingback: Mekk: Cała sprawa oczami Minakowskiego: minakowski.pl/...kaczynski-krzywousty-jako... (przy okazji | flaker.pl
Pingback: Show me the case study « BlogERS – blog agencji PR Euro RSCG Sensors
Z zainteresowaniem przeczytałem tego posta. Jako dziennikarz znam mechanizmy powstawania artykułów, reportaży ale nie sądziłem, że po drugiej stronie (u interlokutora – informatora) nasza codzienna praca budzi tyle emocji. Naprawdę śledził pan doniesienia wszystkich mediów od 6 rano do pójścia spać? Mnie by się nie chciało.
@AB
Wszystkich doniesień nie śledziłem – wiem o tych, o których mi donieśli znajomi i które znalazłem w Google.
Ale rozumiem Pańskie podejście. Pewnie był Pan kiedyś na studiach i zależało Panu na tym, żeby podnieść ocenę z egzaminu o jeden stopień. I było to dla Pana naprawdę ważne (bo średnia ocen, stypendium itd.) żeby mieć 4 zamiast 3 lub 5 zamiast 4. Szokiem było dla mnie, kiedy pierwszy raz stanąłem po drugiej stronie i sam zacząłem wystawiać oceny z egzaminów. Okazało się, że dla egzaminatorów jest zupełnie obojętne, czy postawią komuś 2 czy 5: byleby tylko ogólnie lista wszystkich wystawionych ocen wyglądała wiarygodnie (np. by nie było zbyt dużo lub zbyt mało ocen skrajnych).
Tak więc wierzę, że dziennikarzowi może być zupełnie obojętne o kim pisze i użycie jakiegoś nazwiska w tekście może być przypadkowe. Jednak z tego co wiem, osobom opisywanym jest to zdecydowanie nieobojętne i zazwyczaj bardzo przeżywają jeżeli się coś o nich napisze lub – tym bardziej – pokaże się ich w telewizji.
A ja Bardzo gratuluje P.Minakowskiemu.
Panie Marku.
Gratuluje i jako czlonek ZSzP jestem dumny, ze mamy takich ludzi w swoim gronie.
Jesli chodzi o odpowiedz do pana redoktora to swiete slowa. Osoby opisywane bardzo przeżywają jeżeli się coś o nich napisze i dobrze aby kazdy zanim cos napisze w gazecie pomyslal o tym.
Pozdrawiam serdecznie i GRATULUJE.
Pawel Frankowski
Pan Korwin-Mike pisząc, że zarówno szaraczek jak i arystokrata mają tylu samo przodków, niestety się myli. Otóż pan Korwinn-Mikke nie uwzględnia czegoś tak trywialnego, jak tzw. utrata przodków. Dlatego też, /bez względu ilu naszych wstępnych znamy/ ich liczba dla każdego z nas będzie inna.
pozdrawiam – lonstar
@lonstar
W Wielkiej Genealogii jest m.in. wywód przodków Heleny Krawczykówny urodzonej w 1901 r. w Zielonkach (wieś pod Krakowem, sąsiadująca z Bronowicami). Widać tam, że w przeciętnej rodzinie chłopskiej ubytek przodków jest znacznie WIĘKSZY niż wśród szlachty. Chłopi zawierali związki małżeńskie przez wiele pokoleń w ramach jednej wsi więc faktycznie przodków mają mniej niż szlachta czy mieszczanie.
Ależ ja nie mam najmiejszego zamiaru wdawać się w polemikę „stanową” – u kogo ubytek przodków był większy? Chodzi o sam fakt, że zachodził i nie sposób tego zjawiska ignorować.
Pozdrawiam serdecznie – lonstar
Brawo, Marku!
Pingback: Minakowski.pl » Zaskakujące różnice w podatności na media wśród użytkowników Facebooka
taaa, cudne Mareczku.
I pożyteczne.
Chylę czoła, jak zresztą względem całej Twojej pracy.
A tak na marginesie, trochę jednak to żałosne – kulisy i pobudki mediów, sposób pracy i relacje na styku dziennikarz-pasożyt, a żywiciel (właściwie fantom).
Szczególnie post dziennikarzyny. Choć się pewno nie spodziewał tak błyskotliwej i celnej odpowiedzi, wszak brak dalszego dialogu.
Szkoda, że tacy dziennikarze to większość tych, którzy piszą, pokazują się i działają w dużych ogólnopolskich koncernach.
Poziom ich jest prawdziwie żenujący.
Swoją drogą jedno jest też ciekawe. Dziennikarz (tak o sobie mówi), który korzysta z anonimowości – tak jak często jego informatorzy – wprost mówi, jak widzi świat – czy potrafiłby pod swoim nazwiskiem powtórzyć tych kilka słów? I ciekawe jest to, że w tej grupie zawodowej duży odsetek osób jest pozbawionych odwagi cywilnej. Odwagi cywilnej w zderzeniu – mój zawód, moja rola w społeczeństwie, moja odpowiedzialność za to co robię i konsekwencje społeczne tego co robię. Oczywiście nie uchybiając dużej grupie dziennikarzy z powołania.
Nie bardzo rozumiem jak związek między Kaczyńskim a Krzywoustnym można nazwać faktem. Przecież w najlepszym przypadku może taki związek oprzeć się na rekonstrukcji genetycznej, a takowa nigdy nie potwierdzi rzeczywistego stanu rzeczy, zatem pozostanie tylko bladą hipotezą.
Zresztą żadne genealogie nie poparte genetycznymi badaniami są i pozostaną genealogiami hipotycznymi. Ile jest w nich prawdy… chyba nie tak dużo.
Mała uwaga, Zielonki nie sąsiadują z Bronowicami 🙂 „Po drodze” są jeszcze Tonie, które ne sa ani Zielonkami ani Bronowicami a lokują się zupełnie pomiędzy.
pzdr., PB