Internet jest niezwykle elastyczny – bardzo łatwo tworzyć aplikacje internetowe i szybko je modyfikować. W przypadku wielkich systemów internetowych, utrzymujących się z reklam, bardzo istotne jest elastyczne dostosowywanie się do zachowania użytkowników: od tego zależy sukces finansowy przedsięwzięcia internetowego – firmy, które to robią, zarabiają miliardy – a o innych zwykle nie słychać. Ci, którym udaje się zarabiać inwestują w rozwój i promocję.
Stawiam tezę, że owa bardzo szybka ewolucja aplikacji internetowych powoduje, że zaczynają się one bardzo dokładnie dopasowywać do naturalnych, wrodzonych potrzeb ludzkich: tym większy sukces odnosi serwis internetowy, im bardziej pierwotne potrzeby realizuje. Im bardziej „zwierzęce” są te potrzeby, tym bardziej naturalnie nam to przychodzi.
Dlatego pracując nad strategią dla Onet.pl zakupiłem ostatnio dużą paczkę książek o zachowaniu ssaków naczelnych (zwłaszcza małp człekokształtnych). Paczka z Amazon.com płynie sobie przez Atlantyk, a ja od razu chciałbym zapisać pewną istotną obserwację – prosząc o ewentualne sprostowania.
Jednym z podstawowych zadań zwierząt żyjących na wolności jest rozglądanie się i nasłuchiwanie. Chodzi przede wszystkim o to, by odpowiednio szybko wykryć niebezpiecznego drapieżnika lub wrogie stado. Nie mam na myśli poszukiwania jedzenia – to zupełnie inna czynność.
W przypadku rozglądania się sukcesem nie jest odnalezienie czegoś. Sukcesem jest upewnienie się, że szelest spadającego liścia był tylko szelestem spadającego liścia, a nie skradającego się węża. Osobnik czuwający nad bezpieczeństwem stada nie musi niczego znaleźć: on ma dostarczyć uzasadnienie spokoju.
Kiedy jednak „strażnik” zauważy coś niepokojącego i oceni, że niebezpieczeństwo jest odpowiednio wysokie, wtedy podnosi larum lub po prostu dzieli się spostrzeżeniem.
Niedawno postawiłem hipotezę, że do realizacji różnych biologicznych potrzeb wykorzystujemy różne serwisy internetowe: jeżeli te potrzeby obsługiwane są przez różne partie mózgu, to trudno się spodziewać, by następowała między nimi naturalna synergia. Lista takich fundamentalnych potrzeb się wydłuża, obecnie mam pomysł na następujące:
- poszukiwanie (pożywienia, budulca, rozwiązania problemu): Google
- budowanie więzów społecznych (plotkowanie, komentowanie, przekazywanie informacji): komentowanie wpisów na Facebooku
- upewnianie się, że nie pojawiło się nic nowego: strona główna Onet.pl, obserwacja statusów na Facebooku
- walka między wrogimi stadami (zarówno bezpośredni atak jak i prężenie muskułów i nadymanie się): komentarze na Onet.pl
Pingback: Mekk: minakowski.pl/ (...) tym większy sukces odnosi serwis internetowy, im bardziej pierwotne | flaker.pl
A iskanie? 😉
Iskanie ukrywa się w „budowaniu więzów społecznych”. Kupuję argumentację R. Dunbara, że plotkowanie itp. to iskanie v. 2.0
Poszukiwanie nowego/lepszego stada: już nie tylko prosty search ala google (dostępny w każdym serwisie), ale też patrzenie na profile różnych ludzi na FB w poszukiwaniu dobrze zapowiadających się stad (grup w FB-owej nomenklaturze). Sam się na tym łapię. Łatwiej fajną grupę ludzi znaleźć przez FB, niż googla.
Upewnianie się o swojej pozycji w stadzie (analizowanie zagrożeń). Np. śledzenie facebooków (blogów/blipów/czegokolwiek) wszystkich znajomych dosyć dokładnie w poszukiwaniu dyskusji o sobie samym (i reagowanie).
Walka wewnątrz grupy (o „pozycję” w niej) „pseudopasywnie”:
– publikowanie zdjęć, na których jesteśmy fajni (bo na fajnej imprezie w fajnym towarzystwie/ubraniu/pozie)
– bycie fanem kogoś obecnie „na topie”
– zapisywanie się (FB, goldenline?) na modne eventy (Open’er, coś bardzo undergroundowego)
Aktywnie:
– obgadywanie znajomych?
Walka z „obcym”:
– siedzę na drzewie, rzucam we wrogów kokosami, a oni mi nic nie mogą zrobić: komentarz na onecie (?)
– moje silne stado vs. inne stado/inny osobnik: najazd Hunów wykopowych na czyjś serwis. W wersji skrajnej — 4chanowych.