Dlaczego wiadomości prasowe i notatki służbowe nie podlegają prawu autorskiemu

Przedmiotem prawa autorskiego jest działalność twórcza.  Opis rzeczywistości jest z definicji od-twórczy. Zatem teksty rzetelnie opisujące rzeczywistość nie podlegają prawu autorskiemu, a wiadomości prasowe i notatki służbowe nierzetelnie opisujące rzeczywistość są błędne i winny być poprawione. Po poprawieniu już nie będą podlegać prawu autorskiemu.

Po raz kolejny wybucha dyskusja (np. tu i tu), czy notatka prasowa lub relacja policjanta może być przedmiotem prawa autorskiego, a jeśli nie może, to dlaczego. Przywołuje się zwykle dwa rodzaje argumentów, zaczerpnięte z Ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych:

Art. 4. Nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego:
1) akty normatywne lub ich urzędowe projekty;
2) urzędowe dokumenty, materiały, znaki i symbole;
3) opublikowane opisy patentowe lub ochronne;
4) proste informacje prasowe.

Tu jednak spada na nas obowiązek zdefiniowania co jest, a co nie jest urzędowym dokumentem lub materiałem oraz jaka informacja prasowa jest prosta, a jaka złożona lub jaka prosta informacja jest informacją prasową. Co jest zadaniem trudnym, bo ustawa takich definicji nie zawiera.

Proponuję podejście zupełnie inne, wynikające wprost z artykułu 1. tejże ustawy:

Art. 1. 1. Przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalony w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór).

Czy prawdziwy opis wydarzeń (bez rozstrzygania, czy jest informacją prostą, informacją prasową czy dokumentem urzędowym) może w ogóle podlegać prawu autorskiemu? Twierdzę, że nie, a poniżej wywodzę, dlaczego nie.

  1. Przejaw działalności ludzkiej podlega prawu autorskiemu wtedy i tylko wtedy, gdy jest twórczy (co wynika z Art. 1. ust. 1. Ustawy o pr. aut. i pr. pokr.)
  2. O twórczości możemy mówić tylko wtedy, gdy coś jest tworzone. Zatem powstaje coś, czego wcześniej nie było.
  3. Zgodnie z powszechnie przyjmowaną definicją prawdy (sformułowaną przez Arystotelesa i na nowo sformalizowaną przez Alfreda Tarskiego w 1933) wypowiedź jest prawdziwa wtedy i tylko wtedy, gdy rzeczywistość jest taka, jak ją ta wypowiedź przedstawia (św. Tomasz z Akwinu mówił tu o „adekwatności” sensu wypowiedzi i rzeczy opisywanej, adaequatio rei ad intellectum).
  4. Wypowiedź przedstawiająca rzeczy takimi, jakimi one nie są, jest więc nieprawdziwa (co wynika wprost z p. 2 i 3).

Możemy więc przyjąć za udowodnione, że wszystkie wypowiedzi, od których wymaga się, by były prawdziwe, nie mogą być przedmiotem prawa autorskiego, co wprost wynika z pierwszego artykułu tejże Ustawy oraz ze standardowych definicji pojęć „tworzyć” i „prawda”.

Warto się jeszcze pochylić nad poruszonym tu pojęciem prawdy, bo krąży wokół niego trochę nieporozumień.

Po pierwsze, powszechnie błędnie przyjmuje się, że definicja prawdy wyrażona przez Alfreda Tarskiego w jego przełomowej pracy Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych (Warszawa 1933) odnosi się jedynie — zgodnie z tytułem — do języków formalnych. Podaje tak np. polska Wikipedia. Nic bardziej mylnego! Tarski formułuje pojęcie prawdy w języku naturalnym po to, by wykazać, że nie da się go zdefiniować w żadnym języku formalnym, bo tenże formalny język musiałby zawierać swój własny metajęzyk.

Twierdzenie Tarskiego jest odpowiednikiem znanego dobrze informatykom „problemu stopu” (Halting problem): można udowodnić matematycznie (np. przy użyciu twierdzenia Gödla o niezupełności), że nie da się napisać programu komputerowego, który będzie mógł testować dowolny inny program pod kątem możliwości jego zawieszenia się. M.in. dlatego, że ten program musiałby być nieskończenie długi. Dokładnie tak samo nie da się zredukować języka opisującego dany język (mówiącego: „zdanie … jest prawdziwe”) do poziomu zdania opisywanego.

A wszak informatycy od dawna tworzą debuggery, które m.in. robią to, czego formalnie zrobić się nie da: testują inne programy w poszukiwaniu błędów. Owszem – taki system szukający błędów sam też potrafi się zawiesić, ale to nie znaczy, że jest zły. To znaczy tylko tyle, że tego uniknąć się nie da.

Z takich samych powodów klasyczne pojęcie prawdy może i musi być używane, nawet jeżeli nie da się go sformułować w sposób ściśle formalny… Lepszego nie mamy i mieć nie będziemy, co Tarski przekonująco udowodnił (z tego powodu można go nazwać największym polskim filozofem wszechczasów)…

Po wtóre błędnie przyjmuje się, że wypowiedź opisująca fakty może zawierać treści subiektywne. I że te treści subiektywne są twórcze (mogą więc być przedmiotem prawa autorskiego). Jeżeli ktoś pisze, że piękny jest zachód słońca to nie znaczy że on jest piękny, ale  że mu się podobał.

Obszerna jest literatura definiująca pojęcia takie jak dobro czy piękno. Z klasycznych polskich pozycji warto choćby wskazać dwa grube dzieła Władysława Tatarkiewicza:  Estetykę i O szczęściu. Owszem, definicje takich pojęć są różne. Czy jednak to oznacza, że nie da się ustalić, czy zdanie to był wspaniały koncert jest prawdziwe czy nie?

W tekstach, od których wymaga się, by były prawdziwe i rzetelne, wszystkie tego typu konstatacje należy traktować jako opis subiektywnego stanu osoby opisującej. Policjant na służbie, opisujący „koszmarny widok” używa słowa „koszmarny” nie w sposób twórczy, ale w sposób dający mu — w jego przekonaniu — najbardziej adekwatny opis a) tego, co widzi, b) uczuć, jakie są w nim.

Podobnie elementy recenzujące takie, jak „uważam, że ten koncert był wspaniały” również podlegają ocenie pod kątem prawdziwościowym. Osoba, która tak mówi:

a) albo mówi prawdę — bo istotnie uważa, że koncert ten był wspaniały (i wtedy ta wypowiedź nie jest przedmiotem prawa autorskiego).

b) albo kłamie, bo choć tak mówi, w w istocie wcale tak nie uważa — co w przypadku urzędników jest przestępstwem, a w przypadku dziennikarzy winno być ścigane przez Radę Etyki Mediów.

Są jednak wypowiedzi i ich elementy, które nie są opisem rzeczywistości – to wszelkie spekulacje, ozdobniki, wyróżnienia czy subiektywne komentarze. Dlatego, by nie naruszać czyichś praw autorskich, należy je z takiego tekstu usunąć. Jednak są teksty (takie jak notatki służbowe czy proste teksty prasowe), które z samej swojej definicji od takich elementów osobistych i spekulatywnych powinny być czyste. Dlatego artykuł czwarty Ustawy o Prawie autorskim i prawach pokrewnych nie rozszerza brzmienia artykułu pierwszego – on tylko wylicza typowe przykłady tych przejawów działalności ludzkiej, które prawu autorskiemu z definicji podlegać nie mogą.

Mam nadzieję, że rozwiałem w ten sposób wszelkie wątpliwości.

P.S. Nie analizowałem orzecznictwa sądów polskich w tym zakresie. Ale uważam, że jeżeli sądy orzekałyby inaczej, niż jest tu przedstawione, to byłyby by w błędzie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Analizy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Dlaczego wiadomości prasowe i notatki służbowe nie podlegają prawu autorskiemu

  1. Rafał Prinke pisze:

    Marku, generalnie masz rację, ale zabrakło mi tu jednego istotnego elementu, który stanowi o ochronie praw autorskich, a mianowicie „oryginalności”. Jest to cecha wymagana, a więc przykładowo dane z tablicy genealogicznej (żeby użyć naszego ulubionego przykładu) nie podlegają ochronie, stanowią bowiem proste stwierdzenia faktograficzne, ale już układ graficzny może takiej ochronie podlegać. Możemy więc pobierać te dane, ale nie możemy reprodukować tablicy. Można by wysunąć argument, że dane w takiej tablicy nie zawsze są „prawdziwe”, ale (jak w Twoim przykładzie policjanta) autor prezentuje je jako prawdziwe i jest o tym przekonany — tym samym rezygnując z ochrony swoich praw do tych danych. Jeżeli opublikuję tablicę ukazującą Kazimierza Jagiellończyka jako syna Hińczy z Rogowa, to nie jest to informacja chroniona.
    Kwestia, która mnie zawsze zastanawiała i nie znalazłem jasnej interpretacji, to prawa do edytowanych tekstów. A więc czy wydawca naukowy (edytor) zachowuje jakieś prawa do opracowanych przez siebie i opublikowanych tekstów, które jako takie już ochronie nie podlegają (n.p. średniowiecznych dokumentów)?
    Pozdrowienia…

  2. szadk pisze:

    Problem: Tworzę tekst opisujący pewne wydarzenie, i na wstępie zaznaczam, że jest to prawdziwy opis, mający za zadanie rzetelne poinformowanie czytelnika jak było.
    (Po takim wstępie prawdziwość opisu jest wymagana.)
    I……opisuję wydarzenie pięknym wierszem. Czy nie mam praw autorskich do tego wiersza??
    Chyba tworzenie formy wypowiedzi też jest twórczością!
    Pozdrawiam – A. Sz.

  3. Olesku pisze:

    Jak zrobię reportaż fotograficzny z jakiegoś wydarzenia i usłyszę że „opis rzeczywistości jest z definicji od-twórczy” i że nie przysługują mi prawa autorskie do danych zdjęć i ochrona z ich tytułu, to mądralińskiemu coś zrobię i nie będzie to przyjemne 😉
    A przyznam, że już widziałem nieudolne próby tego typu interpretacji ze strony kilku wydawców… i, hmmm, np: taki żenujący tekst z ostatnich dni:
    „Pomijam w tym miejscu, czy przedmiotowe zdjęcie stanowi przedmiot ochrony na gruncie prawa autorskiego, ze względu na fakt, iż jest to wyłącznie zdjęcie budynku, jednakże dla uniknięcia jakichkolwiek niedogodności, przyjmuję, że takowym przedmiotem jest.”
    http://www.porowska.com/aktualnosci/list-otwarty-do-tomasza-jedrzejewskiego
    no jak Radna, kandydatka na Prezydenta miasta, pisze takie teksty, to do którego boga powinni zacząć się modlić fotografowie? A może powinniśmy wszędzie umieszczać różowe słoniki i białe myszki, żeby twierdzić że to nasza wizja rzeczywistości a nie jej realny opis jest? Echh….

  4. @Olesku
    Jeśli to jest fotografia budynku, to prawa autorskie powinien mieć architekt, który go stworzył, prawda?
    Jeśli fotografia jest specjalnie upozowana, albo zawiera coś nierzeczywistego, to owe dodatki są istotnie twórczością. Ale samo naciśnięcie spustu migawki żadną twórczością nie jest.
    Moim zdaniem z fotografią jest jak z bazami danych: kiedyś też próbowano twierdzić, że bazy danych podlegają ochronie prawnoautorskiej. Aż w końcu uchwalono osobną Ustawę o ochronie baz danych, która powołała prawo _sui generis_ chroniące nie jakąś wydumaną „twórczość” przejawiającą się w kolejności kolumn w tabeli, ale tzw. „spocone czoło” – wkład pracy w stworzenie tejże bazy danych.
    Być może więc produkcja fotografów (czy fonografów) powinna być objęta kolejnym prawem _sui generis_, to wtedy skończy się ta bezsensowna dyskusja. Swoją drogą „fonografowie” (ludzie obsługujący dyktafony, których obsługa nie różni się zanadto od obsługi aparatów fotograficznych: też trzeba odpowiednio ustawić mikrofon i nacisnąć guzik) mieliby taką samą podstawę do wołania o prawa autorskie jak fotografowie, a jednak mało o nich słychać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.