Dzisiejsza struktura rodziny różni się od struktury rodziny z połowy XIX wieku w podobnym stopniu, jak struktura rodziny XIX-wiecznej różni się od struktury rodziny naszych najbliższych krewnych – szympansów. Pora się z tym pogodzić, że skala różnic jest aż tak gigantyczna, co musiało pociągnąć za sobą równie gigantyczne konsekwencje dla kultury, religii i wychowania. Stary świat nie wróci. Kobiety to widzą, a mężczyźni mają powód, by tego nie zauważać.
Niniejszy tekst zawiera pierwotne fragmenty artykułu, który ostatecznie ukazuje się w czasopiśmie „Przeszłość Demograficzna Polski” za rok 2023 pod tytułem Sex and Mortality: Changes in the Age Distribution of the Deceased According to Polish Press Obituaries, 1845–1939 ( https://wnus.usz.edu.pl/pdp/pl/issue/1368/article/20281/ ). Artykuł ten ukazuje się po angielsku w lutym 2024 i w toku prac redakcyjnych po uwagach recenzentów przyjął charakter bardziej uniwersalny (ogólnoludzki), dlatego fragmenty dotyczące polskich lektur szkolnych ostatecznie się w nim nie znalazły. Temat lektur szkolnych rozgrzewa dziś głowy polskiego społeczeństwa, warto wylać na te głowy kubeł zimnej demograficznej wody: zimne, mierzalne fakty.
Cała pierwotna, polska wersja artykułu (ta, którą dostali recenzenci) jest dostępna tutaj, w serwisie Academia.edu. Ostateczna wersja (angielska) pojawi się na stronach PDP w ciągu kilku dni (będzie w otwartym dostępie). Ale na początek chyba lepiej przeczytać to streszczenie.
Abstrakt [pierwotny]
Śmierć osoby młodej, w wieku 16–40 lat, jest obecnie postrzegana jako wyjątkowa tragedia. W tej kategorii w Polsce w roku 2019 było tylko 1,3% zgonów kobiet i 4,3% zgonów mężczyzn. Tymczasem w polskich nekrologach prasowych lat 1845-1860 było to odpowiednio: 35% zgonów kobiet i 24% mężczyzn. O ile dla mężczyzn udział ten spadł od tej pory mniej niż sześciokrotnie, o tyle dla kobiet aż 27-krotnie. Autorzy dzisiejszych lektur szkolnych wychowywali się w czasach, gdy śmierć młodej matki była zjawiskiem codziennym i naturalnym. Dla dzisiejszych ich czytelników jest to rzecz niewyobrażalna. W niniejszym artykule przedstawiam, jak zjawisko to się zmieniało i wskazuję, jak jego poznanie jest kluczowe dla zrozumienia przemian kulturowych i religijnych ostatniego półtora wieku.
Wstęp [pierwotny]
Celem niniejszego artykułu jest ukazanie, kiedy i w jaki sposób polskie społeczeństwo (a ściślej: jego elity aktywnie wykorzystujące drukowaną prasę) przeszło od modelu, w którym rodzina składająca się z ojca-wdowca, wychowującego dzieci samotnie lub z macochą jest zjawiskiem typowym (jeżeli nie dominującym) do modelu, w którym taki typ rodziny jest praktycznie niespotykany. Powyższe pytanie demograficzne może być też przeformułowane w języku psychologii i filozofii religii: jak przebiegało przejście od świata, w którym młoda matka zaszczepia dzieciom świadomość nieuniknionej i nieoczekiwanej śmierci, która może spotkać człowieka w każdym wieku, do świata, w którym ludzie przed emeryturą są praktycznie nieśmiertelni. W języku teorii literatury to samo pytanie można przedstawić jeszcze inaczej: dlaczego świat przedstawiony w powieściach XIX-wiecznych jest fundamentalnie niezrozumiały dla dzisiejszej młodzieży szkolnej. W języku dyskursu badań nad gender, feminizmem i patriarchatem można to wreszcie ująć w formie analizy przejścia od społeczeństwa, w którym mężczyźni żyją na tyle długo, by zgromadzić kapitał wiedzy, a kobiety umierają, zanim się go zdążą zdobyć (co daje mężczyznom naturalną przewagę), do modelu, w którym typowy Matuzalem jest kobietą.
Odpowiedź na powyższe pytanie uzyskamy w drodze analizy nekrologów opublikowanych w sześciu głównych tytułach prasowych ukazujących się od połowy XIX wieku do wybuchu II Wojny Światowej. Analizowany zespół ponad miliona stron gazet zawiera prawie pół miliona nekrologów, w których doniesiono o śmierci ponad dwustu tysięcy osób, obejmując znaczną część „klasy drukowanej”, czyli klasy społecznej zdefiniowanej przez aktywne korzystanie z mediów drukowanych (co odpowiada wyższym sferom inteligencji, ziemiaństwa i burżuazji). Pominiemy tu wymiar jakościowy (w jakich słowach pisano o zmarłym), skupiając się na wymiarze ilościowym: wieku zmarłego odczytanym z nekrologu lub znalezionym w źródle uzupełniającym. Cechą szczególną niniejszej analizy będzie to, że w miejscu zazwyczaj stosowanych miar agregujących (średnia, mediana, kwartyle lub oczekiwana długość dalszego trwania życia[1]) posłużymy się diagramem analogicznym do piramidy wieku.
W klasycznej polskiej literaturze samotny ojciec jest zjawiskiem typowym: tak wychowują się Wacław i Klara (Fredro, Zemsta, 1833) oraz Staś i Nel (Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy, 1910). Samotnie z ojcem żyje Izabela Łęcka (Prus, Lalka, 1887), Justyna Orzelska (Orzeszkowa, Nad Niemnem, 1888), Marynia z Pławickich Połaniecka (Sienkiewicz, Rodzina Połanieckich, 1894) i Jagienka ze Spychowa (Sienkiewicz, Krzyżacy, 1897). Pochowali matki swoich dzieci Jacek Soplica (Mickiewicz, Pan Tadeusz, 1832), Hrabia Henryk (Krasiński, Nie-boska komedia, 1833) i Maciej Boryna (Reymont, Chłopi, 1902)[2].
Tymczasem według danych Głównego Urzędu Statystycznego za rok 2019 (ostatni przed pandemią koronawirusa, która istotnie zakłóciła statystyki zgonów), zmarło w Polsce w ciągu tego roku 198,2 tys. kobiet i 211,4 tys. mężczyzn[3]. W tej liczbie kobiety w wieku 16–40 lat to jedynie 2,5 tys. przypadków (1,3%). 94% wszystkich zgonów kobiet odnosiło się do wieku od 56. roku życia, zaś 80% wszystkich zgonów kobiet dotyczyło osób w wieku 66-95 lat.
Dla matek wychowujących dzisiaj swe dzieci w wieku szkolnym jest więc zupełnie nieracjonalne, by zakładały one, że umrą zanim dziecko osiągnie dorosłość. One same prawdopodobnie nie doświadczyły jeszcze śmierci swojej własnej matki. Jeżeli będą śpiewać z dziećmi Pieśń poranną „Kiedy ranne wstają zorze…” Franciszka Karpińskiego (1792), to ostatnia zwrotka
„Wielu snem śmierci upadli,
Co się wczora spać pokładli
My się jeszcze obudzili,
Byśmy Cię Boże chwalili”[4]
według wszelkiego prawdopodobieństwa nie wzbudzi w nich skojarzenia z możliwością własnej śmierci minionej nocy – taka możliwość byłaby czymś abstrakcyjnym, zupełnie sprzecznym z osobistym doświadczeniem.
Ta różnica w dzisiejszym doświadczeniu możliwości własnej śmierci u rodziców wychowujących dzieci w wieku szkolnym oraz w poczuciu takiej możliwości u ich dzieci, wobec tego co działo się w umysłach autorów dzisiejszych szkolnych lektur, wymaga głębszego objaśnienia, bo musiała mieć fundamentalny wpływ na przemiany kulturowe i religijne, jakie miały miejsce w życiu ostatnich kilku pokoleń. Choć nie da się tego raczej udowodnić z satysfakcjonującym profesjonalną demografię poziomem dokładności, to jednak w przekonaniu autora niniejszego artykułu ta różnica była najważniejszym czynnikiem wyjaśniającym przemiany religijne ostatnich pokoleń. Po co wierzyć w Boga, jeżeli nie mamy powodu wierzyć we własną śmierć w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat? Gdzie tu jest w ogóle miejsce na eschatologię?
[Pomijam fragmenty, które są w wersji opublikowanej: https://wnus.usz.edu.pl/pdp/pl/issue/1368/article/20281/ ]
Metoda badań [fragment]
Do zbadania tego zjawiska wykorzystano bazę „Nekrologia Minakowskiego”[5] zawierającą 470 tysięcy nekrologów prasowych z sześciu głównych polskojęzycznych tytułów prasowych ukazujących się w latach 1845-1939. Baza ta została stworzona drogą zebrania wszystkich zawiadomień o śmierci i klasycznych nekrologów, które ukazały się w następujących tytułach:
- „Kurier Warszawski” 1845–1939 (dopiero od lutego 1845 r. zaczynają być publikowane osobne nekrologi),
- „Dziennik Poznański” 1859–1939 (całość),
- „Czas” [krakowski] 1848–1939 (całość),
- „Słowo” [wileńskie] 1922–1939 (całość),
- „Ilustrowany Kurier Codzienny” [Kraków] 1910–1939 (całość),
- „Dziennik Kijowski” 1906–1918 (ostatnie lata z lukami związanym z niedostępnością numerów ukazujących się w czasie wojny i rewolucji).
Dobór wykorzystanych tytułów był podyktowany przede wszystkim ich ciągłością i nakładem oraz zasięgiem geograficznym. Twórcy „Nekrologii” chodziło o to, by były to gazety ze wszystkich zaborów, które ukazywały się regularnie, jak najdłużej (co zdyskwalifikowało np. „Gazetę Warszawską”), a do tego by zawierały istotną liczbę nekrologów (ostatnie wymaganie zdyskwalifikowało np. „Gazetę Lwowską”).
[Całość po angielsku, w wersji ostatecznej: https://wnus.usz.edu.pl/pdp/pl/issue/1368/article/20281/ ]
Wyniki i dyskusja [fragment]
[Całość po angielsku, w wersji ostatecznej: https://wnus.usz.edu.pl/pdp/pl/issue/1368/article/20281/ ]
Umieralność kobiet w wieku rozrodczym
Przejdźmy teraz do głównego tematu niniejszego artykułu: umierania kobiet w wieku rozrodczym, czyli od 16 do 40 lat. Wprawdzie przyjmuje się, że kobiety rodzą też później (nawet do 50. roku życia), to jak widać z wykresów, zasadne jest ograniczenie analizy do 40. roku życia. Wyraźnie pokazuje to Ilustracja.
Widzimy, że kształt piramidy dla mężczyzn według nekrologów za lata 1845-62, 1930-39 i wg GUS za 2019 jest dość podobny, z tą różnicą, że w latach 1845-62 najwięcej zgonów męskich przypada na okres od 51. do 75. roku życia (łącznie 45% odnotowanych zgonów), o tyle w latach 1930-39 (przed wojną) jest to okres od 56. do 85. roku życia (łącznie 64% odnotowanych zgonów). W wieku 16-40 lat umarło 24% mężczyzn odnotowanych w nekrologach lat 1845-62, 14% mężczyzn odnotowanych w nekrologach lat 1930-39 i jedynie 4% wszystkich mężczyzn zmarłych w roku 2019.
O ile dla mężczyzn różnica jest w ilości (skali), o tyle dla kobiet istotna różnica jest w kształcie wykresu. Otóż zgodnie z tezą wyrażoną we wstępie, w początkowym okresie (lata 1845-62) najbardziej zagrożoną zgonem kohortą były kobiety w wieku 16-30 lat. W ciągu tego piętnastolecia życia kobiety umierało aż 21,4% wszystkich kobiet, których zgon odnotowano w nekrologach lat 1845-62. Drugą taką piętnastoletnią grupą były kobiety w wieku 61-75 lat, ale tam łącznie było już tylko 20,3%.
Wykresy te pokazują charakterystyczne wcięcie – kobiety w wieku 41-45 lat umierały znacząco rzadziej niż kobiety młodsze (16-40) i kobiety starsze (46-80 lat).
Zmiany w kolejnych dziesięcioleciach wyglądają bardzo charakterystycznie. Otóż od około roku 1800 umieralność kobiet w wieku rozrodczym malała – górne „wybrzuszenie” rosło kosztem dolnego przy zachowaniu kształtu wykresu (podwójne wybrzuszenie z wcięciem dla okresu 41-45 lat). Jeszcze w kresie 1930-39 widać minimalny spadek umieralności w okresie 41-45 roku życia kobiety, ale jest to już różnica minimalna.
[Pomijam fragmenty, które są w wersji opublikowanej: https://wnus.usz.edu.pl/pdp/pl/issue/1368/article/20281/ ]
Podsumowanie [pierwotne]
Oczywistym jest, że do tak przedstawionych danych można mieć ogromne zastrzeżenia. Nie pokazują one bowiem danych obiektywnych, twardych faktów demograficznych, ale dane przefiltrowane przez nadawcę (zgłaszającego zgon do gazety) i odbiorcę (gazetę, która mogła być lub nie być zainteresowana publikacją jakichś materiałów; mogła do tego zachęcać lub zniechęcać). Dane te jednak są – jak się wydaje – spójne w całym prawie stuletnim okresie 1845-1939, pozwalają więc na niedostępną innymi metodami analizę zjawiska ciągnącego się przez wiele pokoleń.
Cechą interesującą prezentowanych danych jest także to, że pokazują one zjawisko tak, jak mogło ono żyć w świadomości elit opiniotwórczych: osób aktywnie korzystających z prasy (nie tylko czytających, ale i publikujących, przynajmniej ogłoszenia). Jeżeli nawet zjawiska tu opisywane inaczej wyglądały z perspektywy prowincjonalnej wsi lub dzielnicy proletariackiej (jak Warszawa-Praga, na ilustracji 2), to przynajmniej pozwalają one zrozumieć, jak zjawiska te kształtowały autorów książek, które do dziś są omawiane jako lektury szkolne.
Zjawiskiem, które tu się przede wszystkim uwidacznia jest fakt ciągłego zagrożenia śmiercią kobiet w wieku rozrodczym, co zostało przedstawione tu dla grup od 16. do 40. roku życia. Dzieci wiedziały, że każde najbliższe święta spędzone z matką mogą być ostatnie w jej życiu. Prawdopodobnie kojarzono tę możliwość z kolejną ciążą matki (choć nekrologi – co ważne – tego nie mówią, nie wspomina się tam zwykle o okolicznościach zgonu). Jeżeli matka nie umierała, to umierały przecież ciotki i sąsiadki, więc traumatyczne musiało być samo nieustanne zagrożenie tym niebezpieczeństwem.
Autorzy powieści dziewiętnastowiecznych o tym nie mówią. Mówią o rodzinie składającej się z ojca i dzieci lub ojca, dzieci i macochy, jak o czymś oczywistym. Bo musiało to dla nich być oczywiste. Pamiętać należy jednak, że historycy dawnych wojen nie wspominali również o zjawisku zespołu stresu pourazowego (PTSD) trawiącego kombatantów. PTSD zostało uznane za chorobę dopiero w roku 1980, gdy zostało ujęte w amerykańskim katalogu chorób (DSM-III). Do drugiego – obowiązującego w Polsce – katalogu chorób ICD w wydaniu 11 (obowiązuje od 1 stycznia 2021) dopisano niedawno chorobę pokrewną – złożony zespół stresu pourazowego (Complex PTSD, CPTSD)[6], którego etiologia jest zwykle związana z narażeniem na długotrwały stres przeżyty w dzieciństwie[7]. A jednym z takich najważniejszych stresorów dzieciństwa (tzw. Adverse Childhood Experiences, ACE) jest właśnie śmierć rodzica, a w szczególności matki. Możemy spekulować, że tak jak minione pokolenia weteranów wojennych nie wiedziały, że chorują na PTSD, tak też minione pokolenia sierot nie wiedziały, że chorują na CPTSD. I powszechność tego zjawiska bynajmniej go nie umniejszała.
Z przedstawionych danych wynika, że dopiero pokolenie kobiet rodzących w latach trzydziestych XX wieku nie musiało się obawiać śmierci z przyczyn naturalnych. One same, wychowane przez pokolenia, dla których śmierć młodej kobiety była czymś codziennym, nadal się tego zapewne bały. Ale pokolenie powojennego wyżu demograficznego (baby-boomers), które w dorosłość wchodziło około roku 1968, było pierwszym w historii ludzkości pokoleniem, które miało pełne prawo wierzyć, że jeżeli nie zabije nas wojna, to przed emeryturą nie musimy myśleć o śmierci.
Co wiele tłumaczy.
[…]
Dlaczego na początku napisałem o szympansach? [dopisane]
Amerykańska antropolożka i biolożka ewolucyjna Kristen Hawkes, w swoim wykładzie o roli babć w ewolucji człowieka [7] zamieściła następujący slajd:
Jak widać, wiek około 40-45 lat to moment, w którym szympansice przestają rodzić. One nie przechodzą menopauzy, ale po prostu nie żyją dłużej (rodzą zasadniczo do śmierci). Dla samic szympansów przedstawione na wcześniejszej ilustracji dolne wybrzuszenie to nie jest „życie przed menopauzą”, ale „całe życie”. Jak przedstawiłem powyżej, dzisiejsze kobiety przed menopauzą nie umierają w ogóle. Zarówno kobiety pierwotne (tutaj, po prawej, kobiety z ludu Hadza w Tanzanii) jak i kobiety dziewiętnastowieczne (jak widać wyżej) dożywały czasem wieku 85 lat, ale po czterdziestce przechodziły menopauzę i już nie rodziły. Dzisiejsze kobiety, dla odmiany, nie rodzą również przed czterdziestką.
Dlatego powtórzę, co napisałem na początku: dzisiejsza struktura rodziny różni się od struktury rodziny z połowy XIX wieku w podobnym stopniu, jak struktura rodziny XIX-wiecznej różni się od struktury rodziny naszych najbliższych krewnych – szympansów. Pora się z tym pogodzić, że skala różnic jest aż tak gigantyczna, co musiało pociągnąć za sobą równie gigantyczne konsekwencje dla kultury, religii i wychowania. Stary świat nie wróci. Kobiety to widzą, a mężczyźni mają powód, by tego nie zauważać.
[1] Tak to np. ujęto w pracy: Dariusz K. Chojecki, „Starzenie się ludności i ludzie starzy w wielkomiejskim Szczecinie w dobie transformacji demograficznej w latach 18990–1939. Przekrojowe spojrzenie”, w Ludzie starzy i starość na ziebiach polskich od XVIII do XXI wieku (na tle porównawczym), t. I (Warszawa: DiG, 2016), 177–220.
[2] Utwory literackie są tu traktowane jako świadectwa świadomości społecznej autorów i ich czytelników, dlatego daty przy utworach odnoszą się do rozpoczęcia nad nimi pracy, a nie ich ostatecznej publikacji. Źródło: Polski słownik biograficzny, t. I–LII (Polska Akademia Umiejętności, Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, 1935).
[3] „Baza Demografia” (Główny Urząd Statystyczny, b.d.), https://demografia.stat.gov.pl/BazaDemografia/Tables.aspx.
[4] Franciszek Karpiński, „Pieśń poranna”, w Pieśni nabożne (Supraśl: W drukarni J.K.Mći: XX. Bazylianów, 1792).
[5] Marek Jerzy Minakowski, „Nekrologia Minakowskiego”, 2022, http://wielcy.pl/nekrologia.
[6] Maryl?ne Cloitre, „ICD-11 Complex Post-Traumatic Stress Disorder: Simplifying Diagnosis in Trauma Populations”, The British Journal of Psychiatry 216, nr 3 (marzec 2020): 129–31, https://doi.org/10.1192/bjp.2020.43.
[7] Bessel A. Van der Kolk, Strach ucieleśniony: mózg, umysł i ciało w terapii traumy / Bessel van der Kolk?; przełożyła Małgorzata Załoga., Wydanie II., Terapia Traumy (Warszawa: Wydawnictwo Czarna Owca, 2022). Tamże obszerne omówienie problemu wraz z bibliografią.
[8] „Grandmothers and Human Evolution”, presented at the Houston Museum of Natural Science on November 6, 2019, as part of The Leakey Foundation’s Speaker Series program in partnership with the Houston Museum of Natural Science. https://youtu.be/PJk00JpOeVQ?si=PBKoX4NU6sy1FKxL&t=2321