19 stycznia 2010 założyłem stronę na Facebooku „Niech Rząd się odczepi od Internetu” ( https://www.facebook.com/wybory ) i o 16:45 umieściłem na niej pierwszy wpis. To jedna z dat, które można uważać za symboliczny początek wybuchu Powstania Styczniowego 2010 czyli masowego protestu obywateli (dawniej zwanych „Internautami”) przeciw projektowi Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych (czyli cenzury Internetu). Musiałem działać anonimowo, bo pracowałem w Onet.pl (na stanowisku Chief scientist), podlegając bezpośrednio członkowi Zarządu, a nie mogłem pozwolić, by protest obywatelski był kojarzony z Onetem i – szerzej – korporacją ITI.
Mijają właśnie trzy lata od pamiętnego stycznia. Ani ja, ani ówczesny prezes Onetu nie pracujemy już w tej korporacji, można już się więc ujawnić i wyjść z konspiracji. A także utrwalić kombatanckie wspomnienia.
Onet i ITI nie miały żadnego udziału w tym, co zrobiłem. Nazajutrz (20 stycznia) lojalnie poinformowałem Łukasza Wejcherta o tym, co robię, ale nie byłem w żaden sposób inspirowany, zachęcany ani powstrzymywany. Byłem natomiast pod wielkim wpływem mojego wieloletniego przyjaciela, Piotra „VaGli” Waglowskiego – i jego serwisu VaGla.pl. VaGla, jako niezależny ekspert od prawa i Internetu od kilku tygodni zwracał uwagę na toczące się prace ustawodawcze nad Rejestrem Stron i Usług Niedozwolonych, które pod pretekstem walki z nieopodatkowanym hazardem zmuszały wszystkich operatorów Internetu do zbudowania infrastruktury umożliwiającej dokładną kontrolę, kto co gdzie i kiedy ogląda lub robi w Internecie.
Z VaGlą był jednak problem – nie był on wtedy jeszcze „trybunem ludowym” (do której to roli zmusiła go z czasem rzeczywistość), ale starał się utrzymać pozycję obiektywnego, niezależnego prawnika, który zbiera sygnały, analizuje je i przekazuje dalej. Choć działał „od zawsze” w organizacjach społecznych, nie był tam „frontmanem”, ale raczej „szarą eminencją”.
Ja tymczasem zawodowo zajmowałem się teoretycznym i praktycznym rozpracowaniem sieci społecznościowych i wpływu, jaki ich rozwój przyniesie w społeczeństwie (tutaj np. widać dobrze, jakimi tematami zajmowałem się jesienią 2009). Zbierałem też doświadczenie promując na Facebooku moją działalność genealogiczną (strona http://www.facebook.com/wielka.genealogia.minakowskiego )
VaGla potrzebował wsparcia.
Sieci społecznościowe działają inaczej niż staroświeckie media – tutaj informacja nie rozchodzi się bezpośrednio, ale kaskadowo: ja mówię swoim znajomym, oni swoim, oni kolejnym… Ale znajomi znajomym nie są równi. Zimą 2009/2010 wciąż jeszcze największym takim serwisem w Polsce była Nasza Klasa (nk.pl), ale na Facebooku zgromadziła się już elita internetowych „starych wygów”. Z powodów zawodowych miałem wśród znajomych bardzo dużo kontaktów wśród „ludzi Internetu”: zarówno pracowników korporacji internetowych, jak i dziennikarzy i działaczy organizacji społecznych.
Miarka się przebrała. We wtorek, 19 stycznia 2010 o 16:08 VaGla opublikował wpis: Rząd przyjął dziś projekt zakładający powstanie Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Wściekłem się. W programie Paint.net wydłubałem szybko prosty znak:
Założyłem stronę na Facebooku pod adresem, który – jak mi się wydawało – będzie wpływał na polityków i przypominał im, że już za rok będą wybory prezydenckie, a niedługo wybory parlamentarne: powinni więc większą uwagę zwracać na wolę wyborców: http://www.facebook.com/wybory .
Napisałem na niej krótki manifest:
Pokażmy Rządowi, że musi się liczyć z internautami i zapomnieć o pomysłach cenzurowania Internetu, rejestrowania blogów, odcinania dostępu itd. itd. Zapomnieć raz na zawsze!
ZAPROŚCIE SWOICH ZNAJOMYCH!
Pierwszy post umieściłem jako administrator strony o 16:45:
Cenzura, rejestracja, strony zakazane, odcinanie od Internetu – urzędnicy z Rządu ciągle coś wymyślają, żeby mieć nas pod kontrolą. I będą wymyślać, dopóki nie poczują, że Internauci są większością. Zaproś swoich znajomych! (jest wciąż tutaj: https://www.facebook.com/wybory/posts/270342553120 )
Chciałem, by wyglądało to na autentyczny, anonimowy protest. Dlatego zanim zacząłem działać sam, umieściłem na Facebooku reklamę tej strony, żeby miała jak najwięcej „lubiących” (wtedy: „fanów”). Żeby – zanim moim znajomym będę mógł o niej powiedzieć – był tam już ruch.
Reklama kosztowała mnie kilkadziesiąt złotych. Facebook nie pokazuje już danych finansowych z tego okresu, ale dalej na moim koncie reklamowym jest tego ślad, wraz z datą i treścią prostej kreacji reklamowej:
Gdy „fanów” było już około trzystu, mogłem zacząć namawiać (jako ja, Marek J. Minakowski) wszystkich moich znajomych do przyłączenia się do tej akcji.
Dwa i pół tygodnia później, 6 lutego 2010 wykonałem zrzut ekranu (do PDF) całej historii tej strony, by móc ją zachować dla kolejnych pokoleń. Miała już wtedy 6542 fanów (i to jakich!) i jest najlepszym ze znanych mi zapisów tamtych gorących dni. Czytajcie i wspominajcie (najstarsze posty są na dole):
http://minakowski.pl/wp-content/uploads/2013/01/Facebook_Niech_Rzad_historia20100206.pdf
Wykonałem swoją robotę i mogłem się usunąć w cień. Właściwie nie zrobiłem wiele. Myślę tylko, że po prostu wiedziałem gdzie i kiedy należy pchnąć jeden kamień, by lawina ruszyła. I z tej wiedzy zrobiłem pożytek, najlepiej jak mogłem. Resztę zrobili inni.
Dwa lata później, w styczniu 2012, mieliśmy kolejne Powstanie Styczniowe, czyli protesty przeciw ACTA. Wtedy nie pracowałem już w Onecie, ale byłem publicystą (tzw. blogerem) na Tek24.pl. Wtedy działałem już pod własnym nazwiskiem (np. http://minakowski.tek24.pl/1123,nie-jade-do-premiera-odpowiadam-na-pismie ). Ale to były już zupełnie inne czasy.