Immanuel Wallerstein ma 88 lat i wciąż żyje. Ale w moim przekonaniu jego dziedzictwo przekreśliło spór opisany przez J. Giedroycia słowami o tym, że Polską rządzą trumny Piłsudskiego i Dmowskiego. Dziś Polską rządzi stosunek do kwestii: „Polska jako peryferie”. To z tego, moim zdaniem, wynikają główne spory polityczne w Polsce i jego teoria dobrze te spory wyjaśnia.
To kwestia bardzo nieoczywista. Nasi przodkowie w Konstytucji 3 Maja uznali, że lepiej nie wybierać samemu króla, ale zdać się na dynastię niemiecką. Sejm Wielki stawiał na sojusz z Prusami, a w Konstytucji 3 Maja zadekretowano dziedziczność rządów w ramach dynastii saskiej. Dziś świętujemy to jako symbol naszej państwowości, a rocznica 3 maja wypada zaraz po rocznicy przystąpienia do Unii Europejskiej.
Pewien znajomy (nieważne kto, post nie był publiczny, a ja nie prosiłem o prawo do zacytowania)* napisał niedawno, że Obóz III RP „działał na ślepo, próbując w ciemnościach budować coś, co wyszło jak imitacja zachodu wyposażona we wszystkie przywary polskiej inteligencji. Hybryda tutejszości i importu, siuchciarstwa i demokracji, liberalizmu i środowiskowego zamordyzmu, absolutnej wolności i nietolerancji, naśladownictwa i uporczywego szukania własnej drogi. Plus sporo autentycznych sukcesów: demokracja parlamentarna, zaczątki społeczeństwa obywatelskiego, UE, mnogość inicjatyw społecznych itd. Jaki plan ma obecna władza? Nie wiem.” Myślałem nad tą wypowiedzią sporo i sądzę, że odpowiedź jest właśnie u Wallersteina: obecna władza czuje (raczej czuje niż myśli explicite), że owo „oddanie władzy dynastii saskiej” to ślepa uliczka, że ono będzie pogłębiać polską peryferyjność.
Według koncepcji Wallersteina i jego uczniów, system gospodarki światowej działa jak prąd elektryczny: napędza ją różnica potencjałów. W tym systemie jeden z biegunów to „centrum”, a drugi to „peryferie”. System ten wcale nie dąży (wg tej teorii) do wyrównania potencjałów, ale wręcz przeciwnie: ci, co są bogatsi, stają się coraz bardziej bogaci. Biedne kraje też się bogacą, ale wolniej niż kraje bogate. Centrum w tym wyścigu jest lepsze, więc coraz szybciej ucieka peryferiom. Gdzieś pośrodku są „półperyferie”, które będąc peryferiami centrum są centrami dla „pełnych” peryferii – i takim krajem zapewne jest Polska. Można powiedzieć, że o ile jedni twierdzą, że dobrze, że jesteśmy przynajmniej półperyferiami, o tyle drudzy mówią, że to źle, że nie jesteśmy centrum, trzeba więc zrobić coś, by stać się biegunem w jakimś własnym lub w jakimś innym, nowym świecie.
Czy taki kurs ma sens? To jest bardzo głębokie pytanie, które daleko wykracza poza spory osobowe. Właściwie to chciałbym powiedzieć, że to trumna (żyjącego jeszcze) Wallersteina zmusza dawnych przyjaciół do walki przeciwko sobie, że to nie konflikty osobiste są głównym motorem antagonizmów w polskiej polityce, ale na odwrót – one są skutkiem tego, czy sądzimy, że lepiej być na peryferiach Niemiec, czy jednak rządzić własnym, ubogim śmietnikiem.
Pisałem kiedyś i po latach podtrzymuję to: uważam że PiS jest polskim odpowiednikiem czegoś jak partia murzyńska w południowej Afryce (Polska jako kraj kolonialny). Reprezentuje warstwy, które były (lub uważały się za) upośledzone, które mniej skorzystały w ostatnim 29-leciu a i zatem mają mniej do stracenia. To zresztą widać w świeżych badaniach:
(źródło: K. Pacewicz, Połowa Polaków uważa, że PiS zmienia Polskę na lepsze. Szczególnie najbiedniejsi, https://oko.press/polowa-polakow-uwaza-ze-pis-zmienia-polske-na-lepsze-szczegolnie-najmniej-zamozni-sondaz/ )
Możliwe więc, że sytuacja jest odwrotna do zwykle opisywanej: Polskie społeczeństwo, jak dawna RPA czy Rodezja, dzieli się na „tubylców” i „kolonistów”, względnie tzw. „kompradorów” (czyli tubylców pracujących dla metropolii kolonialnych). Konflikt interesów jest między nimi obiektywny. W warunkach demokracji parlamentarnej musi być tak, że każdy z tych elektoratów wyznacza swoich reprezentantów. Więc gdyby nawet Jarosław Kaczyński i Donald Tusk byli najbliższymi sobie przyjaciółmi, obiektywnie ich interesy są sprzeczne i musiały one doprowadzić do ich konfliktu. Zrzucanie więc odpowiedzialności za ten konflikt na ich osobiste cechy jest więc z tej perspektywy fałszowaniem obrazu. Nie mówię, że tak jest na pewno, ale to bardzo możliwe.
Możliwe też, że Jarosław Kaczyński chciałby być maksymalnie proeuropejski, a Donald Tusk może osobiście nie lubić się z Angelą Merkel. To nieistotne. Istotne jest to, że mamy część społeczeństwa, która ma dużo do stracenia (pod różnymi względami) na konflikcie z Unią Europejską oraz część społeczeństwa, która do stracenia ma niewiele, ale za to do zyskania (w razie ewentualnego „wybicia się na niepodległość”) ma dużo. Choćby było to zyskanie kosztem „białych”.
Czy Polska ma szansę wydobyć się z pułapki peryferyjności (w ujęciu Wallersteina)? Ja nie wiem. Ja się na tym nie znam. Ten artykuł to wynik kilku lektur, z których wymienić tu chciałbym przede wszystkim:
1) Zbiór Polska jako peryferie pod red. prof. Tomasza Zaryckiego (do kupienia tutaj, 35,91 zł, bardzo polecam!)
2) Książkę Borysa Kagarlickiego Imperium peryferii, wydaną przez „Krytykę Polityczną” (44,91 zł, też polecam!) o 1150-letnich próbach wyrwania się Rusi/Moskwy/Rosji z pozycji peryferyjnej
oraz świeżutki, darmowy
3) tekst Bartłomieja Radziejewskiego, Polska racja stanu w srebrnym wieku, w „Nowej Konfederacji”, który pokazuje sposób myślenia prezentowany przez zaplecze intelektualne PiS.
Tak więc – nie wiem, czy ewentualna próba wybicia się na samodzielność jest w ogóle możliwa. Owa próba może skończyć się fatalnie, jak w Zimbabwe (dawnej Rodezji). Być może kurs na maksymalną integrację z Unią (a w razie jej rozpadu: z Berlinem i Dreznem) jest najlepszy z możliwych. Ale być może owo „wybicie się z pułapki średniego rozwoju”, o którym tyle mówił premier Morawiecki na początku kadencji Sejmu też jest możliwe, przynajmniej teoretycznie.
Tak więc, nie znając optymalnego rozwiązania, sądzę, że to właśnie postawa wobec tego sporu definiuje dzisiejszą politykę.
=======
*) Już po napisaniu tego tekstu dr Piotr Paziński przyznał publicznie, że on jest ich autorem – i tak było w istocie.