Bardzo ciekawego wywiadu dla TechCrunch udzielił dyrektor generalny (COO) firmy Facebook, pani Sheryl Sandberg. Pojawiły się tam m.in. następujące słowa:
Our fundamental view of the world is that the web is evolving. Goes from an anonymous identity on the web to your real identity. We think we’ve led that, but no surprise that other people are doing it, imitation highest form of flattery. We think it’s good taht there are other people evolving the social web. We believe that if we continue to iterate on the products, and stay ahead technologically, we can provide most value to users.
oraz dalej:
I’m not trying to broadcast to the world. We think Twitter is important, a great product. We think world is moving towards realtime. Long time ago when we launched status updates people wondered why you would tell what you were doing. Now obvious. We think there will be many more products like this out there. We watch engagement. 40 million status updates a day on Facebook. We want that to continue to grow.
Sądzę, że ta wypowiedź jest szczera: Facebook jest firmą prywatną i jej władze nie mają powodu by przekonywać akcjonariuszy, że jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Zakładam więc, że istotnie p. Sandberg tak uważa. Co więcej, jestem przekonany, że się myli.
Otóż ma ona rację mówiąc, że istotą Twittera (w Polsce też: Blipa) jest pisanie publiczne, do wszystkich, anonimowe zaś istotą Facebooka (w Polsce też: Naszej-Klasy) jest pisanie dla wąskiego grona prawdziwych znajomych.
Natomiast nieprawdą jest, jakobyśmy mieli do czynienia z trendem przechodzenia od tożsamości anonimowej do realnej. Nic takiego się nie dzieje.
W swoich początkach cały Internet był zbudowany dla użytkowników rzeczywistych (znanych z imienia i nazwiska). W pierwszych latach internetu nie było niczym nadzwyczajnym podawanie na swojej „stronie domowej” całego życiorysu, z adresem prywatnym, numerem telefonu itd. Dopiero po jakimś czasie w Internecie pojawili się użytkownicy anonimowi, co zresztą wywołało dużo zamieszania (np. akcje odcinania abonentów TPSA od grup dyskusyjnych w Usenecie, w celu zachowania jego nieanonimowego charakteru).
Dzisiejsza sytuacja to ponowne wychylenie wahadła w stronę „realności”, co jest wynikiem wynalezienia sieci opartej na realnych znajomościach, której idealnym przykładem jest sam Facebook. Ale nie oznacza to, że twórczość anonimowa zaginie – nie zaginie i są ku temu istotne powody.
Tak naprawdę to, czy publikuję coś pod pełnym nazwiskiem w sieci prywatnej (jak Facebook) czy pod pseudonimem w sieci publicznej (czyli powszechnie dostępnej, jak Twitter lub forum na Onecie) nie zależy od tego, czy jestem „nowoczesny” czy „staromodny”, ale od tego, do kogo chcę dotrzeć. Jeżeli ludzie gromadzą się wokół jakiegoś tematu (jak w Twitterze wokół #tagu), to ich nazwisko i dane kontaktowe są mało istotne: ważne jest to, co ludzie mają do powiedzenia. Natomiast jeżeli ludzie się gromadzą we własnym towarzystwie (jak na Facebooku), to z kolei temat rozmowy ich nie ogranicza, bo piszą o wszystkim.
I jedno, i drugie ma sens. I dla jednego, i dla drugiego jest miejsce. Nie ma żadnego trendu przechodzenia od anonimowości do realności w Internecie. Dyrektor generalny Facebooka się myli.
Pingback: Minakowski.pl » Facebook i Twitter idą w różne strony