Ludziom z Zachodu wydaje się, że skoro w ich krajach antysemityzm istniał i wciąż istnieje, to tym bardziej musiał on istnieć w Polsce, skąd tylu Żydów wyemigrowało przed wojną i gdzie tylu Żydów zamordowano w czasie wojny. Patrzą na Polskę jak się patrzy na Francję, Anglię czy Niemcy – i doszukują się w Polsce tego, co znają już stamtąd. Jeżeli zobaczą coś, co wydaje się im podobne – uznają to za dowód, że Polacy też byli antysemitami, jak tamci. A to przecież nieprawda.
Kilka dni temu uczestniczyłem w kongresie poświęconym historii i kulturze Żydów europejskich. Odbywał się on w Paryżu, organizowało go European Association of Jewish Studies. W sesji, w której chairmanem była moja żona, Anna Lebet-Minakowska (kustosz w Muzeum XX Czartoryskich w Krakowie), w czasie dyskusji po referatach pewna pani profesor z Anglii zadała znaczące pytanie: „I co teraz zrobicie, kiedy się okazało że prezentowane tu arcydzieła zostały wytworzone przez Żydów, czy ekspozycja zostanie zmieniona? Czy też może będzie to ukryte przed zwiedzającymi?” Jedyną możliwą odpowiedzią było: „przecież tu nie ma co ukrywać, wiadomo, że zrobili to Żydzi, tu nie ma żadnej tajemnicy!” Bo w kulturze Zachodu bycie Żydem jest jak bycie gejem – to coś, co się odkrywa i ujawnia, czego na pierwszy rzut oka nie widać. W społeczeństwie polskim (przedwojennym, zanim Żydów wymordowali Niemcy) było w zasadzie zupełnie na odwrót.
Społeczeństwa Francji i Anglii to społeczeństwa mieszczańskie. W średniowieczu miały one charakter stanowy (piętrowy), ale potem to się zmieniło: najpierw przyszła monarchia absolutna (w Anglii za czasów Tudorów, we Francji w czasach Ludwików XIII-XVI), która zredukowała szlachtę do roli dworzan, a potem na drodze rewolucji (w Anglii w połowie XVII w., we Francji ok. 150 lat później) sama została obalona przez mieszczan. Oglądając wspaniałe grobowce na XIX-wiecznych paryskich cmentarzach nie widzimy tam prawie herbów czy przydomków szlacheckich – bogaci mieszczanie, którzy tam spoczywają, elita Francji, to nie są ludzie pochodzenia szlacheckiego. To są ludzie, których przodkowie byli rzemieślnikami czy kupcami.
Zarówno z Francji, jak i z Anglii wszystkich Żydów wygnano już w średniowieczu (ich potomkowie, zwykle po „przesiadce” w krajach niemieckich, trafiali do Rzeczypospolitej). Po rewolucjach XVII i XVIII wieku, gdy wolno się było im osiedlać, nie robili już tego jako naród Żydowski, ale jako pojedyncze rodziny mieszczańskie, stając się jedymi z wielu milionów angielskich czy francuskich mieszczan, różniących się co najwyżej wyznaniem (choć niekoniecznie). Nie przybywali tam jako Żydzi – przybywali jako bankierzy, profesorowie, kupcy, lekarze czy literaci.
Znaczna część z tej garstki zdolnych lub bogatych Żydów, jaka osiedliła się w Europie Zachodniej po zniesieniu średniowiecznych zakazów, ukrywała swoje pochodzenie. Mieli ku temu pewne powody – wielu mieszczan francuskich czy angielskich było niechętnych Żydom z powodu ich pochodzenia lub wyznania. Przyczyny tej niechęci czy nienawiści były zapewne różne, ale wszystkie razem wzięte nazywamy zbiorczo „antysemityzmem”. Charakterystyczną cechą wielkich miast było od zawsze to, że przyciągały one przybyszów z różnych stron świata, którzy osiedlając się w nich mieli możliwość wykazania się swoim talentem i pracowitością, by potem (od razu lub po kilku pokoleniach) wtopić się w ludność miejscową. Dlatego w społeczeństwie miejskim, z natury różnorodnym, taka niechęć do jednej konkretnej grupy jest absurdalna, irracjonalna – słusznie więc spotyka się ona z potępieniem.
W Polsce (tj. w granicach Rzeczypospolitej sprzed 1772 r.) sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Z różnych powodów w społeczeństwie polskim nie mieliśmy ani monarchii absolutnej, ani rewolucji mieszczańskiej. Społeczeństwo polskie zachowało średniowieczną strukturę stanową, wzmacniając zupełnie inne jej aspekty niż było to w społeczeństwach Anglii i Francji: społeczeństwo nasze składało się ze szlachty, chłopów, duchowieństwa, mieszczan i Żydów oraz króla (zwykle cudzoziemca, będącego osobnym stanem). Każdy z tych stanów miał własne sądownictwo, inaczej się samo-rządził i komu innemu podlegał. Zupełnie różne też były interesy ekonomiczne tych stanów. Żydzi nasi to w większości wygnańcy, których wypędzono w średniowieczu z Anglii, Włoch i Francji, więc skupili się w krajach niemieckich, skąd następnie wygnano ich (w późnym średniowieczu) do Polski. Tu znaleźli swoje miejsce i tu się rozmnożyli.
Polscy Żydzi pojawili się w Polsce jako Żydzi. Przybywali do nas jako wygnańcy – zarówno bogaci i biedni, ale zawsze religijni i wierni swojej tradycji. Osiedlali się wspólnie, tworząc osobne osiedla (sztetłe) – własne miasteczka lub dzielnice miast, gdzie mogli zachowywać przepisy rytualne (niewielka odległość od synagogi – do 1000 kroków, bo więcej nie wolno zrobić w szabat – własne rytualne rzeźnie i dostawcy koszernej żywności). Przybyli jako Żydzi i jako tacy zostali przyjęci. Pojawili się w czasie, gdy polskie mieszczaństwo straciło wpływy, a jego najbogatsi przedstawiciele porzucili stan mieszczański zdobywając różnymi sposobami nobilitację (stając się szlachtą, zasadniczo niechętną mieszczanom). W dużej części kraju mieszczaństwo nieżydowskie praktycznie nie istniało, a tam gdzie istniało – bywało pochodzenia podobnie egzotycznego jak Żydzi (Szkoci, Włosi, Ormianie, Holendrzy…).
Między stanami Rzeczypospolitej było wiele napięć, lub wręcz nienawiści. Częste były zbrojne starcia między stanami. Mieliśmy wojny między mieszczanami a królem (Gdańsk ze Stefanem Batorym), szlachtą a królem (liczne konfederacje), chłopami a szlachtą (powstania chłopskie), mieszczanami a Żydami („tumulty”, np. w Krakowie). Konflikty te nie były jednak bardziej drastyczne od wojen domowych w Anglii, Francji czy Niemczech. Tam, gdzie nie było konfliktów zbrojnych, bywały nienawiść i pogarda – szlachta gardziła mieszczanami, duchowieństwo nie znosiło Żydów (zwłaszcza jezuici, będący pod silnym wpływem swoich kolegów z Zachodu, gdzie Żydów nie znano). Zarazem jednak król potrzebował szlachty (do prowadzenia wojen), a szlachta potrzebowała chłopów (do pracy na roli) i Żydów (do handlu i usług). Wzajemne niechęci i zależności jakoś się równoważyły.
Gdy mieszczanin z Zachodu patrzy na Polskę i widzi zjawiska, które przypominają mu o znanej mu dobrze niechęci ludzi Zachodu do mieszczan pochodzenia żydowskiego, wydaje mu się, że widzi to samo. A tymczasem jest to zjawisko zupełnie inne. W Polsce nie było antysemityzmu. W Polsce były za to różnorodne napięcia między kilkoma stanami składającymi się na polskie społeczeństwo. Bo polscy Żydzi nie byli mieszczanami pochodzenia żydowskiego, ukrywającymi swoje pochodzenie. Polscy Żydzi byli po prostu polskimi Żydami, a niechęć polskich chłopów czy mieszczan do polskich Żydów nie była wcale silniejsza czy bardziej krwawa od niechęci polskich chłopów do polskiej szlachty czy polskiej szlachty do polskiego mieszczaństwa. Ot, jeszcze jeden z wielu konfliktów między stanami składającymi się na Rzeczpospolitą.
Stosunek do obcych (Żydów, cudzoziemców itp.) często przedstawia się jako odsetek pozytywnych odpowiedzi na pytanie „czy nie masz nic przeciwko temu by Twoje dziecko poślubiło…”. Tymczasem, gdy pominiemy przeszkody religijne (w przypadku małżeństwa skądinąd dość istotne) widzimy że o ile ślub Adama Mickiewicza z ze stuprocentową Żydówką nie był wielką sensacją, o tyle siedemdziesiąt lat później śluby poetów Tetmajera i Rydla ze stuprocentowymi chłopkami sensacją wciąż były. Gdy w 1874 r. hrabia Karol Zamoyski żenił się z wnuczką Szmula Kronenberga, wciąż nie do wyobrażenia było, by jego brat ożenił się z córką jakiegoś chłopa.
Nie było zatem „polskiego antysemityzmu”. Były jedynie „polskie antagonizmy międzystanowe”. A to coś zupełnie innego.
Niestety, Polacy często sami nie znają swojej historii i powtarzają głupoty podtykane im przez przybyszów z Zachodu. Było tak też z zaimportowaną z Zachodu ideologią nacjonalistyczną, wytworzoną w XIX-wiecznych Włoszech i Niemczech dla usprawiedliwienia aneksji tych krajów przez Piemont (kraje włoskojęzyczne) i Prusy (kraje niemieckojęzyczne). Ideologią nacjonalistyczną posługiwali się też później komuniści, aby uzasadnić aneksję przez Rosję centralnych województw Rzeczypospolitej (z Wilnem, Grodnem i Lwowem). W obu przypadkach ideologia ta była adresowana do potomków stanu chłopskiego, z których próbowano w ten sposób uczynić „prawdziwych Polaków”, w odróżnieniu od polskich chłopów na Żmudzi, z których robiono „prawdziwych Litwinów” lub takowych na Wołyniu czy Podolu, z których robiono „Ukraińców”. W czyim interesie były te podziały – tłumaczyć nie muszę.
Zastrzeżenie: moje opinie są wynikiem moich przemyśleń i obserwacji (w tym lektury wielu tysięcy XIX-wiecznych aktów małżeństwa). W XVIII w. moi przodkowie należeli do stanów mieszczańskiego, szlacheckiego i chłopskiego.