Czytam Katalog wzajemnych uprzedzeń Polaków i Rosjan (red. A. de Lazari, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Warszawa 2006). Praca ma ponad 500 stron i przedstawia stereotypy Polaków w oczach Rosjan i Rosjan w oczach Polaków. Autorami są i jedni, i drudzy, a ich przedstawienie stara się być maksymalnie obiektywne.
Odnoszę wrażenie, że kluczem do zrozumienia postaw obu nacji jest kwestia fatalizmu.
Dla Rosjanina stereotypowy Polak jest żałosny, pyszny i głupi. A to dlatego, że nie rozumie konieczności. Jest jak żuczek przed walcem drogowym, popisujący się swoim męstwem i podkreślający swe zalety i zasługi. A przecież (zdaniem typowego Rosjanina) konieczność jest nieunikniona. Moskwa to Trzeci Rzym (czwartego nie będzie), skazana na podbój świata, która misję swą musi zrealizować czy chce, czy nie chce. Rosjanin to rozumie – czy jest chłopem czy carem, więźniem Kołymy czy sekretarzem generalnym KPZR. Każdy zna swoje miejsce i jego pilnuje.
Rosjanin wie, że nie warto – ba, grzechem jest! – sprzeciwiać się owej konieczności. Oznacza to też, że z dnia na dzień ze szczytu władzy można spaść w otchłań i stracić życie. I ktoś, kto myśli, że się temu będzie mógł przeciwstawić, grzeszy pychą i głupotą. Jednostka jest tylko wyrazicielem wyższej siły – nawet gdy jest członkiem Politbiura. Polacy są godni litości: jak owe żuki przed walcem drogowym; wiemy, że zginą, ale nic na to nie poradzimy: możemy (myślą Rosjanie) ich rozjechać z nienawiścią lub z żalem, ale i tak rozjedziemy…
Dla Polaka stereotypowy Rosjanin jest żałosny, nędzny i głupi. A to dlatego, że wierzy w istnienie konieczności. Wydaje mu się, że siedzi w walcu drogowym, który jest przecież zbudowany ze styropianu. My, żuki, nie takie kupy styropianu potrafimy zamienić w pył. Rosjanin, zdaniem Polaka, płaszczy się przed wszechwałdnym majestatem (Carem, Partią, Putinem etc.), nie ma własnego zdania, a wszelkie przejawy wolności i samodzielności to tylko farsa zrobiona na potrzeby Zachodu. Albo dlatego, że car sobie zażyczył, by jutro zorganizować wolne wybory.
Dla Polaka dziejowa konieczność to fikcja. Wolność i osobista godność ma charakter nadrzędny: nawet gdyby w istocie ten walec nie był ze styropianu, to i tak trzeba się zachowywać, jakby taki był. Bo jeśli jest istotnie prawdziwym walcem, to i tak nic tu po nas. Naszym obowiązkiem jest walka o wolność jednostek. Polska nie budowała imperium, tylko rozszerzała zasięg Rzeczypospolitej, czyli Wspólnego Dobra. Tymczasem Rosjanie pracują na rzecz budowy Imperium, bo są dumni z tego, że są trybikami w wielkiej maszynie – im większej tym lepszej.
Być może coś ciekawego znajdę w tej książce jeszcze, dam wtedy znać. Na razie, po pierwszych kilkuset stronach nie byłem w stanie zauważyć czegoś, co by sugerowało, że Polacy w swym stereotypie nie mają racji…
Następna lektura do czytania w tramwaju: Biała gorączka Jacka Hugo-Badera: wspomnienia z podróży po Rosji dzisiejszej.
Pingback: Minakowski.pl » 1939-45: Nie rozbiory, ale podbój Rzeczpospolitej przez Rosję