Ekosystem Facebooka wspiera wielkich przeciw małym – odwrotnie niż Google

Przed pojawieniem się wyszukiwarki Google świat internetu skupiał się wokół wielkich portali. Użytkownicy internetu znali ich adresy na pamięć, mieli w zakładkach lub wręcz ustawiali je jako „strony domowe” swoich przeglądarek internetowych. Strategiczna współpraca z portalem była niezbędna dla sukcesu wielkich przedsięwzięć internetowych. Była ona jednak bardzo droga i często kończyła się sprzedaniem takiej firmy portalowi. Przypadki gdy komuś udało się wypromować na portalu a potem osiągnąć niezależność są nieliczne, choć spektakularne (np. samo Google czy w Polsce Allegro). Potem to się zmieniło.

Najstarsi internauci pamiętają, ile pracy wkładało się w zarządzanie zakładkami („ulubionymi” wg MSIE) – miało się tam wszystkie serwisy, do których warto zaglądać. Adresy ciekawych stron były publikowane przez czasopisma komputerowe, które człowiek kupował i czytał z wielkim zainteresowaniem. Na swoich stronach domowych ludzie umieszczali listy ciekawych adresów.

Poprzednia era

I pojawiło się Google. Google nie wymyśliło wyszukiwarki. Google (ściślej Larry Page) wymyśliło algorytm Page Rank, który umożliwił sensowne wybieranie trzech najważniejszych stron na dany temat spośród milionów stron spełniających warunki wyszukiwania. Pozwoliło to na swobodne indeksowanie dziesiątek miliardów stron dostępnych w Internecie przy zachowaniu sensowności wyników. Google upowszechniło też AdWords (wymyślony przez GoTo.com, które ostatecznie trafiło do Yahoo!). A potem AdSense.

Dzięki Google’owi Internet uniezależnił się od portali. Nie trzeba było pamiętać adresów. Zanikły zwyczaje zapisywania zakładek,  umieszczania na stronach domowych linków do ciekawych stron. Zlikwidowane zostały (lub głęboko ukryte) ręcznie robione katalogi stron WWW, od których zaczęła się świetność zarówno Yahoo! jak i Onet.pl. A portale stały się głównie serwisami informacyjno-rozrywkowymi z dodaniem funkcji komunikacyjnych (darmowe skrzynki email).

System AdWords umożliwił małym firmom trafianie wprost do ludzi, którzy szukają ich usług lub produktów. Bez konieczności ogłaszania się w katalogach firm utrzymywanych przez portale. Z kolei siostrzany system AdSense dał możliwość małym serwisom internetowym utrzymywania się z reklam bez konieczności budowania własnej sieci sprzedaży i indywidualnego negocjowania kontraktów reklamowych.

Mówiąc w skrócie – rewolucja Google to zwycięstwo małych przeciwko dużym, co najlepiej widać na przykładzie pojęcia „długiego ogona”: miliardów drobnych serwisów internetowych i drobnych biznesów oferujących się w Internecie, które stanowią łącznie większość zawartości Google’a. Ich strony i ich oferty odnajdują się zaś dzięki miliardom różnych zapytań wyszukiwarkowych, których żadna korporacja nie jest w stanie skutecznie przewidzieć.

Teraz rodzi się nam nowa potęga – Facebook.

O ile Google gromadzi miliardy stron i ofert, o tyle Facebook gromadzi setki milionów ludzi i miliardy relacji międzyludzkich. W związku z tym Facebook interesuje się tym, co ludzi łączy. Im bardziej łączy (większe grupy, silniejsze związki), tym bardziej to Facebooka interesuje.

Z marketingowego punktu widzenia reklamą na Facebooku zainteresowane są przede wszystkim wielkie marki: koncerny spożywcze i odzieżowe, aktorzy i piosenkarze, popularne seriale telewizyjne. To ich strony są najczęściej „lubiane” przez użytkowników Facebooka (do niedawna nazywało się to „być fanem danej strony”).

Przedwczoraj (21 kwietnia 2010) nastąpiła kolejna wielka zmiana: Facebook udostępnił Open Graph wraz z API. Oferta ta jest skierowana głównie do wielkich firm – następców dawnych portali. Nieprzypadkowo w wersji inauguracyjnej wśród kilkudziesięciu pierwszych firm, są Microsoft, Yahoo!, IMDb.com, ESPN.com, Pandora itd.: są to serwisy, w których wokół pojedynczych elementów treści gromadzą się setki tysięcy lub nawet miliony użytkowników. Dopiero wtedy widać pożytki z łączenia się z Facebookiem.

Jak Facebook może pomóc wielkim serwisom, by były jeszcze większe?

Przede wszystkim poprzez eliminowanie oporu. Oporu przed rejestracją, przed zakupem, przed kliknięciem… Jeżeli widzę, że dany film obejrzało dwudziestu moich znajomych, to ja też będę chciał go obejrzeć. Jeżeli zobaczę, że danemu serwisowi powierzyło swoje dane osobowe pięciu moich znajomych to i ja nie będę się bał tego uczynić. Jeśli wszyscy moi znajomi dyskutują na temat artykułu na Onecie, to ja też będę wciągnięty w tę dyskusję.

Mniejszym będzie trudniej. Trudniej będzie zdobywać lojalnych użytkowników, trudniej będzie sprzedawać, trudniej będzie zachęcać do klikania.

Będziecie tęsknić za czasami, gdy dobroduszny Google traktował wszystkich po równo, każdemu dając szansę…

A teraz kochani kliknijcie tu, żeby zobaczyć, co wg Facebooka Wasi znajomi robią na Onecie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia Internetu. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

3 odpowiedzi na Ekosystem Facebooka wspiera wielkich przeciw małym – odwrotnie niż Google

  1. Pingback: kkarpieszuk: "Ekosystem Facebooka wspiera wielkich przeciw małym – odwrotnie niż Google" | flaker.pl

  2. zetzero pisze:

    Hold your horses! Facebook niech lepiej dla nas, użytkowników, tak daleko się nie zapędza. Nie ma nic dobrego w centralizacji.

  3. Pingback: Minakowski.pl » Facebook zwiększa twoją sprzedaż zmniejszając tarcie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.